„Świąteczny trop” - David Rosenfelt.

Drogi Czytelniku...

Święta? Oczywiście.
Niepewność? Cóż...
Odwaga? Tak.
Miłość do zwierząt? Obecna.
 Intryga? Uhum.
Determinacja? Pewnie.
Bezinteresowna pomoc? Tak.
Trauma? Cóż...
Przypadkowe spotkanie? Jasne.

Cierpienie? Niestety.
Między innymi właśnie to serwuje nam David Rosenfelt w swojej najnowszej książce pod tytułem „Świąteczny trop”. 
Jaki osiągnął efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, standardowo odsyłam do lektury.
Jest to druga, po
 „Świadku na czterech łapach” książka o przygodach obrońcy sądowego Andy'ego Carpentera.

Wspaniale było przenieść się do świata Andy'ego, jego żony Laurie, jego syna Rickiego, Dona, Ralpha, Erniego, Charliego, Vince'a, Pete'a, Karen, Edny, Sama, Hike'a, Carla, Chucka, Lucii, Marcusa, Williego, Sondry, Seymoura, Raymonda, Daphne, Horace'a, Seana, Jamesa, Danny'ego, Craiga, Jimmy'ego, Erica, Lawrence'a, Lindy, Hike'a, Toma, Richarda, Mike'a, Jonathana, Paula, Luthera, Anthony'ego, Josepha, Nancy, Thomasa, Chrisa, Diane, uroczych psiaków: Tary, Zoey oraz Sebastiana i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są bardzo dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący.
Mogę przyznać, że polubiłam Andy'ego, jego rodzinę, Dona, Ralpha, Williego i Sondrę. Osobami takimi jak oni mogłabym się otaczać na co dzień.
Nie mogę tego niestety powiedzieć przykładowo o Karen czy Craiga. Co przeskrobali? Cóż, zapraszam do stron książki, wtedy poznacie odpowiedź na to pytanie.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Akcja rozkręca się dość szybko, później wcale nie jest spokojniej, a sam finał... (dobra, już nic więcej nie zdradzam). Autor serwuje nam emocje ogromnymi porcjami. Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.

Po trzecie, emocje. Znajdziecie tu sporo, gwarantuję. Przyznaję za to plusa.

Po czwarte, styl. Książka, mimo tematyki, którą porusza, napisana jest lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją łatwo i bardzo szybko. Daję za to kolejnego plusa.

Po piąte, ważne tematy. Tak, są tu poruszane, chociażby pewnego rodzaju wykorzystywanie (nie, nie zdradzę o co chodzi dokładnie). Autor bardzo dobrze poradził sobie z pokazaniem nam tego problemu i jego możliwych konsekwencji. Leci za to plus, duży.

Po szóste, klimat świąt. Podoba mi się, że pisarz tak swobodnie wplótł go w fabułę. W końcu nawet ten magiczny czas nie jest niestety wolny od złych uczynków... Autor pokazał, że zło nigdy nie śpi.

Po siódme, świat sądów, prokuratorów, sędziów i obrońców. Autor pokazał nam go od podszewki w sposób ciekawy. Nie nudziłam się nawet podczas rozpraw. Tak, daję za to plusa.

Powieść nie do końca jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że warto bezinteresownie pomagać. 

Książka praktycznie czyta się sama. Historia bardzo wciąga, sprawia, że chce się (no, może nie w niektórych chwilach) być częścią życia naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do finału.

Autorowi bardzo dziękuję za tę przygodę. :)

Ogólna ocena - 5,5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU KOBIECE. :)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.