„Miłość szuka właściciela” - Abby Jimenez. [PRZEDPREMIEROWO]

Drogi Czytelniku...

Na wstępie chcę zaznaczyć, iż jest to lektura skierowana raczej do pełnoletnich miłośników literatury, ponieważ zawiera między innymi sceny erotyczne.

Żałoba? Tak.
Niepewność? Oczywiście.
Niezdecydowanie? Jasne.
Strach? Obecny.
Strata? Cóż...
Emocje? Jasne.
Nadzieje? Pewnie.
Problemy? Znajdą się.
Pewien przypadek? Jasne.
Różne oblicza miłości? Tak.

Między innymi właśnie to serwuje nam Abby Jimenez w książce pod tytułem „Miłość szuka właściciela”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, niezmiennie już odsyłam do lektury, książki oczywiście.

Nie jest to konieczne, ale przed lekturą tej pozycji polecam przeczytać wcześniejszą powieść autorki, mianowicie „To tylko przyjaciel”. Znajdziemy tu znane nam z tamtej historii persony. 

Wspaniale było przenieść się do świata Sloan, Jasona, Kristen, Josha, Monique, Erniego, Davida, Patricii, Paula, Loli, psiaka Tuckera i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są bardzo dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący.
Muszę przyznać, że polubiłam prawie wszystkich (choć nie od razu). Podobał mi się ich charakter, ich siła (zwłaszcza kobiet) i sposób bycia. Takimi osobami mogłabym się otaczać na co dzień.
Niestety nie mogę tego powiedzieć o Monique. Nie zdradzę jednak co takiego nawywijała.
Jest jeszcze pewien psiak. To naprawdę kochany zwierzak.
Dobra, nie piszę już nic więcej.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Akcja zaczyna się na dobre rozkręcać w około 1/3 powieści, utrzymuje się to już do końca. A na końcu... Dobra, nie chcę powiedzieć za wiele. Autorka serwuje nam emocje ogromnymi porcjami. Nie zabraknie tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Sloan.


Po trzecie, emocje. Znajdziemy ich tu cały kalejdoskop. Nie zabraknie i śmiechu i smutku. Daję za to plusa.


Po czwarte, styl. Książka napisana jest lekkim językiem, przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko i jest łatwa w odbiorze. Daję za to oczywiście plusa.


Po piąte, układ. Historię poznajemy z dwóch perspektyw - jego (Jasona) i jej (Sloan). To fajne rozwiązanie, dzięki temu możemy lepiej wczuć się w naszych bohaterów, zrozumieć ich motywacje, dowiedzieć się co tam im w duszy gra. Zawsze to powtarzam i powtarzać będę, ja to bardzo lubię w książkach. Nie może być inaczej, leci za to kolejny plusik.

Powieść nie do końca jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że przechodzenie żałoby to naprawdę trudny proces.

Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia (chociaż momentami naprawdę smutnego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do ostatniej litery.


Autorce dziękuję za tę przygodę, czekam na kolejne książki. :)


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU MUZA. :)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.