„Zaufaj swojemu sercu” - Ilona Gołębiewska.

Drogi Czytelniku...

Strach? Oczywiście.

Niepewność? Cóż...
Mieszkanie u sióstr zakonnych? Tak.
Zmiany? Będą.
Praca z dziećmi? Uhum.
Pasja? Pewnie.
Tragiczne wydarzenia z przeszłości? Tak.
Tajemniczy ogród? Będzie.
Ciągłe starcia? Pewnie.
Tajemnice? Jasne.
Trudne decyzje? Obecne.

Plotki? Znajdą się.
Koszmary? Niestety.
Nadzieja? Koniecznie.
Wyznania? Będą...

Między innymi właśnie to tym razem znajdziemy w najnowszej książce autorstwa Ilony Gołębiewskiej pod tytułem „Zaufaj swojemu sercu”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, standardowo odsyłam do lektury, książki oczywiście.

Wspaniale było przenieść się do świata Marty, Wiktora, Otylii, małej Alicji, Emilii, Bogdana, małego Tobara, Małgorzaty, Bożeny, Anny, Mirka, Kasi, Danuty, Klary, Felicjana, Rozalii, Róży, Alberta, Krystyny, Pawła, Klaudii, dzieciaków: Bartka, Julki, Basi, Wojtka, Wiktorii, Zuzy, Kacpra, Oskara i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są bardzo dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący.
Mogę z przyjemnością przyznać, że polubiłam tu całkiem sporo osób, nasze siostrzyczki, Martę, Pawła, nasze kucharki oraz wszystkie dzieciaki. Ich po prostu nie dało się nie obdarzyć sympatią. Personami takimi jak oni mogłabym się otaczać na co dzień.
Nie mogę tego niestety powiedzieć przykładowo o Wiktorze czy jego matce. Co przeskrobali? Cóż, zapraszam do stron książki, wtedy poznacie odpowiedź na to pytanie.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy rollercoaster (emocjonalny oczywiście), przynajmniej dla mnie. Akcja wprawdzie nie rozkręca się zbyt szybko (jednak w tym przypadku wcale nie musi), to później wcale nie było spokojnie, a sam finał... (dobra, już nic więcej nie zdradzam). Autorka serwuje nam emocje ogromnymi porcjami (zwłaszcza w niektórych momentach). Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Marta.

Po trzecie, emocje. Znajdziecie tu cały ich kalejdoskop, gwarantuję (zwłaszcza w pewnych momentach, jednak nie zdradzę oczywiście jakich). Przyznaję za to plusika.
Myślę, że chusteczki mogą się podczas czytania przydać... Polecam się w nie zaopatrzyć.


Po czwarte, ważne tematy. Tak, są tu poruszane, nie zdradzę jednak o co dokładnie chodzi. Napomknę tylko, że chodzi o stratę i traumę z tym związaną. Przyznam, że autorka bardzo dobrze poradziła sobie z pokazaniem nam pewnej kwestii i jej możliwych konsekwencji. Leci za to następny plusik.

Po piąte, styl. Książka, tak jak inne powieści autorki, napisana jest lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją łatwo i bardzo szybko (zdecydowanie zbyt szybko, jak dla mnie dodatkowe kilkadziesiąt stron byłoby ok). Daję za to kolejnego plusa.

Powieść zdecydowanie jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że o szczęście warto walczyć do końca codziennie oraz to, że zawsze jest dobry moment na rozprawienie się z przeszłością (a przynajmniej próbę rozprawienia) i rozpoczęcie nowego życia. Dodatkowo to, że zawsze jest dobry czas na zmiany choć mogą wydawać się złe.


Książka, tak jak inne dzieła autorki, praktycznie czyta się sama. Historia bardzo wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia bohaterów i nie opuszczać go aż do finału.


Autorce bardzo dziękuję za kolejną pouczającą i dająca do myślenia przygodę.
Poproszę o kolejne w podobnym klimacie. :)


Przyznam w sekrecie, że to jedna z moich ulubionych powieści autorki. ;)


Ogólna ocena - 5,5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU MUZA. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.