„Dejta spokój!” - Mateusz Glen.

Drogi Czytelniku...

Pewna ciotka? Obecna.
Pewna rubryka? Jasne.
Doradzanie? Tak.

Rozczarowanie? Znajdzie się.
Pomyłka? Będzie.
Pewne przygody? Nie inaczej.
Błędy? Cóż...
Emocje? Nie inaczej.
Niespodzianki? Nie zawsze te miłe.
Między innymi własnie to serwuje nam Mateusz Glen w swojej kolejnej książce pod tytułem „Dejta spokój!”.
Jaki osiągnął efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury książki.
Jest to tom drugi cyklu Ta jedna ciotka.

Sięgając po ten tytuł nie znałam zawartości poprzedniego tomu, mimo to jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało w odbiorze tego. :)


Miło było przenieść się do świata pewnej cioteczki, Beaty, Darka, Huberta, Kubusia, Teresy, Angeliki, Doroty, Kacpra, Renaty, Grażyny, Jacka, Anity, Tadka, Gośki, Luizy, Marysi, Czarka, Ziutki i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i bardzo interesujący. Czy kogoś polubiłam? Nie, nikogo, nawet cioteczki, choć to empatyczna i pełna ciepła persona.
Niestety nie mogę tego napisać o nikim innym, jeśli o resztę chodzi to... praktycznie każdy mnie czymś zdenerwował i miał coś na sumieniu (niektórzy nawet dość sporo).
Nie zdradzę jednak nic więcej. Zapraszam do stron książki.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to nie do końca prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie, jednak tu wcale nim być nie musi. Akcja rozkręca się swoim tempem, cały czas coś się dzieje. Autorka chwilami serwuje nam emocje naprawdę sporymi porcjami. Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.


Po trzecie, styl. Autor pisze lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko, łatwo i bardzo przyjemnie. Daję za to plusa. Muszę tylko pomarudzić, że ta powieść mogłaby mieć tak jeszcze ze sto stron, chętnie zostałabym z ciotką i spółką nieco dłużej (choć mnie denerwowali)...

Po czwarte, zakończenie. Do zakończenia warto dotrzeć, zdecydowanie warto. Autor finiszuje w niezłym stylu. Końcówka sprawia, że czytelnik czuje niedosyt i chcę więcej. Nie może być inaczej, leci za to plus, ale i minusik.

Powieść zdecydowanie jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że bycie upartym czasami ma swoje dobre strony.


Książka praktycznie czyta się sama. Historia nawet wciąga i sprawia, że chce się być częścią życia (choć momentami naprawdę pokręconego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do ostatniej litery, przynajmniej w tym tomie.


Autorowi dziękuję za tę przygodę. :)
Naprawdę bardzo fajnie spędziłam czas podczas czytania. :)


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU ZNAK JEDNYMSŁOWEM. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.