„Wyspa luzu” - Jolanta Kosowska.
Drogi Czytelniku...
Absolwent prawa? Obecny.
Audycje radiowe? Są.
Zjazd absolwentów? Jest.
Napięcie? Będzie.
Kłamstwa? Niestety...
Wyrzuty sumienia? Pewnie.
Audycje radiowe? Są.
Zjazd absolwentów? Jest.
Napięcie? Będzie.
Kłamstwa? Niestety...
Wyrzuty sumienia? Pewnie.
Błędy przeszłości? Tak.
Walka? Znajdzie się.
Emocje? Oj, tak.
Grecja i wyspa Kos? Jasne.
Chęć naprawy błędów? Obecna i to na dużą skalę.
Miłość i nienawiść? Oczywiście.
Tajemnice? Tak.
Strata? Cóż...
Smutek, rozczarowanie? Znajdą się.
Między innymi właśnie taką mieszankę (jak dla mnie iście wybuchową) serwuje nam Jolanta Kosowska w swojej najnowszej książce pod tytułem „Wyspa luzu”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, jak zawsze odsyłam do lektury, książki oczywiście.
Wspaniale było przenieść się do świata Michała, Natalii, Rafała, Krzyśka, Marka, Lemonii, Dimitrisa, Jorgosa, Janisa i innych.
Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.
Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i bardzo interesujący. Polubiłam tu Michała, jego babcie, Natalię i Rafała. To empatyczne persony. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o nikim innym.
Nie napiszę jednak dlaczego. Nie chcę zdradzać za dużo.
Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy emocjonalny rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Muszę przyznać, że akcja rozkręca się bardzo szybko. Później aż do samego końca wcale nie jest spokojniej, a pod koniec... Autorka serwuje nam emocje dużymi porcjami. Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.
Po trzecie, styl. Książka napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwia, bardzo uprzyjemnia czytanie i sprawia, że czyta się bardzo szybko (jak dla mnie za szybko, książka mogłaby mieć jeszcze ze sto stron... i ze dwa wątki). Za to daję plusa.
Po czwarte, układ. Historię poznajemy z trzech (choć głównie dwóch) perspektyw - Michała, Natalii i Rafała (gościnnie). W tego typu powieściach jest to bardzo dobre rozwiązanie, zawsze to popieram. Czytelnik dzięki temu poznaje wydarzenia, których nie mógł 'widzieć' bohater przebywający gdzieś indziej, a wydarzenia te mogły być bardzo istotne. Poza tym byłabym bardzo nie pocieszona gdybym nie wiedzieć co tam naszym bohaterom w duszy gra. Przyznaję za to kolejnego plusa.
Po piąte, Grecja i wyspa Kos. Autorka barwnie i w ciekawy sposób oprowadza nas po niej i 'pokazuje' zasady w niej panujące. Niemal czułam jakbym sama tam była i ją zwiedzała (choć nie chciałabym mieć niektórych przygód). Niczego mi tu w tej kwestii nie brakowało. Leci za to następny plusik.
Walka? Znajdzie się.
Emocje? Oj, tak.
Grecja i wyspa Kos? Jasne.
Chęć naprawy błędów? Obecna i to na dużą skalę.
Miłość i nienawiść? Oczywiście.
Tajemnice? Tak.
Strata? Cóż...
Smutek, rozczarowanie? Znajdą się.
Między innymi właśnie taką mieszankę (jak dla mnie iście wybuchową) serwuje nam Jolanta Kosowska w swojej najnowszej książce pod tytułem „Wyspa luzu”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, jak zawsze odsyłam do lektury, książki oczywiście.
Wspaniale było przenieść się do świata Michała, Natalii, Rafała, Krzyśka, Marka, Lemonii, Dimitrisa, Jorgosa, Janisa i innych.
Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.
Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i bardzo interesujący. Polubiłam tu Michała, jego babcie, Natalię i Rafała. To empatyczne persony. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o nikim innym.
Nie napiszę jednak dlaczego. Nie chcę zdradzać za dużo.
Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy emocjonalny rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Muszę przyznać, że akcja rozkręca się bardzo szybko. Później aż do samego końca wcale nie jest spokojniej, a pod koniec... Autorka serwuje nam emocje dużymi porcjami. Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.
Po trzecie, styl. Książka napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwia, bardzo uprzyjemnia czytanie i sprawia, że czyta się bardzo szybko (jak dla mnie za szybko, książka mogłaby mieć jeszcze ze sto stron... i ze dwa wątki). Za to daję plusa.
Po czwarte, układ. Historię poznajemy z trzech (choć głównie dwóch) perspektyw - Michała, Natalii i Rafała (gościnnie). W tego typu powieściach jest to bardzo dobre rozwiązanie, zawsze to popieram. Czytelnik dzięki temu poznaje wydarzenia, których nie mógł 'widzieć' bohater przebywający gdzieś indziej, a wydarzenia te mogły być bardzo istotne. Poza tym byłabym bardzo nie pocieszona gdybym nie wiedzieć co tam naszym bohaterom w duszy gra. Przyznaję za to kolejnego plusa.
Po piąte, Grecja i wyspa Kos. Autorka barwnie i w ciekawy sposób oprowadza nas po niej i 'pokazuje' zasady w niej panujące. Niemal czułam jakbym sama tam była i ją zwiedzała (choć nie chciałabym mieć niektórych przygód). Niczego mi tu w tej kwestii nie brakowało. Leci za to następny plusik.
Powieść jest lekką lekturą do poduszki.
Opowieść pokazuje, że dobrze naprawdę sprzedany fałsz wygląda wiarygodnie i bardzo zakrzywia rzeczywistość.
Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga i sprawia, że chce się być częścią życia (chociaż naprawdę pokręconego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do ostatniej kropki.
Autorce bardzo dziękuję za tę przygodę. :)
Ta historia była dość pouczająca...
Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.
Pozdrawiam, Iza.
ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU ZACZYTANI. :)
Komentarze
Prześlij komentarz