„Na krawędzi nigdy” - J.A. Redmerski.

Drogi Czytelniku...

Znasz mit o Orfeuszu i Eurydyce? Nie? Orfeusz był królem Tracji. Jego żoną była piękna Eurydyka, nimfa drzewna. Jej uroda sprawiała, że ten kto ją ujrzał musiał ją pokochać. I tak właśnie stało się z Aristajosem. Nie wiedział on jednak, że jest żoną Orfeusza. Zaczął ją gonić. Kiedy Eurydyka przed nim uciekała, ukąsiła ją żmija. Nimfa zmarła. Po śmierci żony Orfeusz przestał grać i śpiewać (bardzo to do tej pory lubił i dobrze mu to wychodziło, nawet bardzo dobrze). Chodził i wołał imię Eurydyki. Pewnego dnia wziął lutnię i poszedł do królestwa podziemi rządzonego przez Hadesa. Tam zasłuchany w jego muzykę Charon przewiózł go za darmo na drugi brzeg Styksu, dźwięki instrumentu złagodziły nawet naturę Cerbera.
Gdy Orfeusz stanął przed władcą podziemni, nie przestał grać. Układające się w żałosną pieśń dźwięki sprawiły, że nawet okrutne boginie Erynie płakały, a Hades oddał mu Eurydykę. Miał jednak warunek. Mężczyzna nie mógł się odwrócić i spojrzeć na ukochaną żonę. Małżonkowie szli długo, byli już prawie na górze, lecz król nie wytrzymał i złamał zakaz.
Wówczas podążający z nimi Hermes zabrał Eurydykę z powrotem do podziemia, a Orfeusz wyszedł na świat sam. Rozglądając się wokoło w końcu zrozumiał, co się stało. Choć dobijał się znowu do podziemia, nie został wpuszczony ponownie. Wrócił do Tracji, gdzie w dolinach i górach śpiewał swe przepełnione żalem pieśni.
Dlaczego wspominam o tym właśnie micie? To jeden z moich ulubionych. Podczas wizyty w księgarni ujrzałam pewien napis nawiązujący właśnie do tego mitu na okładce jednej z książek: „Orfeusz zszedł do piekła po swoją Eurydykę. Miłość Andrew i Camryn także zmierzy się z ostatecznością” i przepadłam. Musiałam ją kupić i przeczytać jak najszybciej. O jakiej powieści mowa? Oczywiście o „Na krawędzi nigdy”, którą napisała J.A. Redmerski. Jest to pierwszy z dwóch tomów przygód Camryn i Andrew.

Wspaniale było przenieść się do świata nieco zagubionej, lubiącej spontaniczność, jednocześnie odważnej i gotowej na wiele dla bliskich Camryn, jej przyjaciółki Nat, Andrew - mojego ideału faceta, uwielbiam zwłaszcza jego poczucie humoru i sposób bycia (kochana autorko, i gdzie ja mam teraz takiego znaleźć, heh?) i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, barwni i interesujący. Camryn i Andrew z pozoru tak bardzo od siebie różni, mają różne poglądy na życie, charaktery, a jednak  to bratnie dusze. Z miejsca ich polubiłam, zwłaszcza Camryn. Przypominają mi trochę moich rodziców z ich opowieści o młodzieńczych latach. Chciałabym mieć takich przyjaciół. Mam wrażenie, że przy nich nauczyłabym się naprawdę żyć, oddychać pełną piersią. Od kilku lat moim marzeniem jest podróż w nieznane, spontaniczna po rzuceniu wszystkiego, zostawieniu problemów za sobą. Dzięki książce mogłam choć częściowo poczuć jakby to było, wprawdzie za pośrednictwem 'osób trzecich', ale zawsze. Zazdroszczę naszym bohaterom odwagi i tego, że mają siebie, że mimo zawirowań odnaleźli do siebie drogę. Chciałabym by i mi kiedyś  przytrafiła się taka miłość i przygoda (no może poza wydarzeniami opisanymi pod koniec). W powieści nie znalazłam nikogo, kogo mogłabym znienawidzić, kto by mnie poważnie zirytował czy zdenerwował.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że dla mnie to więcej niż rollercoaster. Nie wiedziałam nawet kiedy dotarłam do ostatniej kartki. Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu i gra na emocjach czytelnika (stanowczo za często). Zwłaszcza pod koniec. Ciekawym pomysłem była podróż głównych bohaterów (wątek główny), dzięki temu możemy poznać wiele ciekawych miejsc. Ubarwiają one historię.

Książka praktycznie czyta się sama, historia wciąga, sprawia, aż chce się być częścią pogmatwanego, ale i momentami wręcz magicznego życia bohaterów, ich losów. Z zapartym tchem czeka się na jej finał.

Historia ta stanowczo do poduszki się nie nadaje...

Powieść wzrusza, bawi i pokazuje, że droga do szczęścia, odkrycia prawdziwej miłości i samego siebie nie jest łatwa. Wszystko ma swoją cenę. Każdy musi ją zapłacić. Równowaga musi zostać zachowana.

Gwarantuję, że chusteczki będą potrzebne, mi były. Zwłaszcza przy końcu. I to dużo, bardzo dużo.

Autorce dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej. Wyryła się głęboko w moim sercu. Z lekturą drugiego tomu na pewno nie będę czekała długo.

Ogólna ocena - 6/6. :) (Gdybym mogła dałabym i 10)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

Komentarze

  1. Wstęp - rewelacja.
    Recenzja - rewelacja!
    Książkę przeczytałam w ubiegłym roku, ale historia nadal we mnie "żyje". Druga część też jest świetna. Mam sentyment do obu książek - wiesz, dlaczego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że książki przypadły Ci do gustu. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.