„Ostatnia noc w Chateau Marmont” - Lauren Weisberger.

Drogi Czytelniku...

Wiecie co? Do czegoś się Wam przyznam. W wieku nastu lat chciałam być sławna, rozpoznawalna i bogata. Bądźmy szczerzy, która nastolatka o tym nie marzy? Myślę, że większość. Wracając do mnie, najpierw marzyła mi się kariera aktorska, ćwiczyłam sceny z obejrzanych w telewizji filmów i seriali. Szybko mi jednak przeszło, zniechęciłam się. Stwierdziłam, że to nie dla mnie, że to zbyt męczące. Potem był czas, że z aktorstwa przeszłam na śpiewanie. To trwało już dłużej. Regularnie ćwiczyłam śpiew, karaoke na youtube było moim najlepszym przyjacielem, nie ważne czy piosenki były w języku polskim, czy angielskim (zdarzały się również po rosyjsku i hiszpańsku). Napisałam nawet do szuflady kilka własnych tekstów, jednak nie mam do dziś do nich linii melodycznych.
Z czasem moje myślenie troszkę się zmieniło. Już nie ja sama, lecz chciałam znaleźć mężczyznę, który zrobi karierę, którego każda będzie mi zazdrościła. Najlepiej jeszcze by był piosenkarzem. Na szczęście to przeszłość.
Dziś wiem, że za żadne skarby nie chcę być osobą publiczną, a tym bardziej być żoną celebryty. To tylko same problemy. Książka, którą właśnie skończyłam czytać tylko mnie w tym utwierdziła. Mowa oczywiście o „Ostatniej nocy w Chateau Marmont” autorstwa Lauren Weisberger.

Wspaniale było przenieść się do świata delikatnej i wrażliwej  Brooke (z jej perspektywy poznajemy całą historię), jej przyjaciółki Noli, jej żywiołowego, przeżywającego wszystko męża Juliana, ich rodziców, macochy Brooke, szefowej Brooke - Margaret, ich znajomych, członków rodziny, Leo, Samary i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, barwni i interesujący. Mamy tu prawdziwą plejadę osobowości. Bardzo mi się to podobało. Każdy był inny, wyjątkowy na swój sposób. Byli tacy, jakby to określić, hmm… rzeczywiści, żywi, namacalni.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że dla mnie to prawdziwy rollercoaster. Akcja początkowo płynie niczym spokojny strumyk, by w chwili, w której Julian staję się wielką gwiazdą przyśpieszyć porównywalnie niemal do tornada w lecie. Od początku miałam dwie wizje jak powinna się zakończyć przygoda Brooke i Juliana. Zakończenie mnie zaskoczyło. Obstawiałam zupełnie przeciwnie.

Po trzecie, świat celebrytów. Lauren, zupełnie jakby sama kiedyś była częścią takiego świata (chwilami byłam tego niemal pewna), sprawnie przeprowadza czytelnika przez niego, ukazuje blaski i cienie, rozkłada go niemal na czynniki pierwsze, pozwala nam poznać od podszewki, zza kulis. Ja osobiście czułam się jakbym stała na czerwonym dywanie z Brooke i Julianem, była obecna podczas koncertów, gal. To było fajne doświadczenie, otworzyło oczy na kilka spraw. Szkoda tylko, że na potrzeby powieści autorka nie wymyśliła sobie kilku gwiazdorów, tylko posłużyła się żywymi, oddychającymi osobami.

Książka praktycznie czyta się sama, historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia bohaterów, ich losów. Z zapartym tchem czeka się na jej finał.

Powieść bawi i pokazuje dobre, ale i złe strony sławy. Myślę, że lekturę tej książki mogę polecić osobom, które chciałyby zostać sławne. Rozjaśni im to sytuację, realia i prawa, jakimi rządzi się jakby się mogło zdawać ten tak odległy dla nas, szarych myszek świat.

Autorce dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej.

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.