„Diabeł ubiera się u Prady” - Lauren Weisberger.

Drogi Czytelniku...

Nie ma się co oszukiwać, w dzisiejszych czasach wszystko kręci się wokół pieniędzy, sławy, prestiżu, bogactw, luksusu, braku czasu, próbowania pokazać innym, że mamy więcej od nich. Smutne, lecz prawdziwe. Nigdy nie rozumiałam, nie rozumiem i nigdy już nie zrozumiem tego typu ludzi. Dobra, ok, pracować trzeba, pieniądze też mieć trzeba, czasami trzeba też zapewnić sobie odrobinę luksusu... Uważam jednak, że istnieją granice. Przepracować się nietrudno, zatracić się też nietrudno. Co z rodziną, na utrzymanie której tak ciężko tyramy? Co z naszym zdrowiem zarówno psychicznym jak i fizycznym? Raz stracone jest już nie do odzyskania. Co z czasem, który możemy spędzić z dziećmi, rodzicami, mężem, żoną czy przyjaciółmi, a wolimy nadgodziny by zarobić na większy telewizor czy lepszy samochód? Czy coś tańszego gorzej zaspokoi nasze potrzeby? Nie sądzę... Cóż, jest to jednakże tylko moje zdanie. Każdy postępuje według swoich wyborów i własnego sumienia. 

Właśnie taką tematykę podejmuje Lauren Weisberger w swojej książce pod tytułem
„Diabeł ubiera się u Prady”. Jest to jedna z nielicznych historii, z którą zapoznałam się po obejrzeniu filmu, nie odwrotnie. Zaciekawiła mnie, chciałam poznać 'pełną wersję' przygód sympatycznej Andrei.

Wspaniale było przenieść się do świata
Andrei, jej faceta - Aleksa, jej rodziców, jej przyjaciółki Lili (jedno z moich ulubionych imion swoją drogą), ekscentrycznej i władczej Mirandy (jakbym miała taką szefową zwariowałabym chyba w ciągu kilku godzin, co ja mówię minut, jeśli nie sekund...), Emily (tak pokornej i uległej dziewczyny jeszcze w życiu nie widziałam) i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, barwni, interesujący i tak bardzo od siebie różni, jak tylko mogą być. Znalazłam tu cały kalejdoskop osobowości. To plus dla powieści. Dzięki temu nie jest nudno.

Polubiłam Andreę, przynajmniej z początku. Później zaczęła mnie denerwować. Nie zdradzę szczegółów, jednak myślałam, że w wielu sytuacjach postąpi inaczej. Szczerze znienawidziłam Mirandę. Ta kobieta to potwór w ludzkiej skórze. Jak można tak podle traktować ludzi? Co jej daje do tego prawo? Prestiż, pozycja? Dobra, zapracowała na nią, ale... Eh... ta kobieta jest idealnym przykładem tego, co pieniądze i trochę władzy robią z ludźmi... Dobrze, że dostała nauczkę. Niewielką, ale jednak. Emily też nie zyskała mojej sympatii.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że akcja przez całą powieść płynie miarowo, nie pędzi. Człowiek czytając odpręża się. Minusem jest to, że mało co tak naprawdę czytelnika w niej potrafi zaskoczyć, no może poza wariactwami pewnej szefowej.

Po trzecie, świat mody. Lauren, zupełnie jakby sama kiedyś był częścią takiego świata (chwilami byłam tego niemal pewna) ukazuje nam blaski i cienie życia wysoko postawionych osób w świecie szpilek, spódniczek, spodni, bluz, modnych dodatków, i tym podobnych ciuszków od najlepszych projektantów. Nie zapominajmy o redakcji i pracy w niej. To było fajne doświadczenie, otworzyło mi oczy na kilka spraw, utwierdziło tylko w moich przekonaniach.

Książka praktycznie czyta się sama, historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia bohaterów, ich losów.

Powieść pokazuje dobre, ale i złe aspekty pracy w gazecie związanej z modą i wszystkiego co jest z tym związane. Często bawi.
 

Autorce dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej.

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

 

Komentarze

  1. Oglądałam film z Meryl Streep i zawsze chciałam przeczytać książkową wersję. W sumie zachęciłaś mnie do tego! :)

    Obserwuję!
    NaD okładkę ‹ :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.