„Jak spadek” - Zuzanna Arczyńska.

Drogi Czytelniku...

Dzisiaj miałam przyjemność skończyć czytać pewną powieść pewnej bardzo zdolnej autorki (serio, kto nie czytał nic jej autorstwa ten trąba), mianowicie „Jak spadek”, którą napisała Zuzanna Arczyńska, laureatka Literackiego Debiutu Roku sprzed dwóch (jej, to już tyle czasu minęło?) lat zresztą (całkowicie zasłużenie, to nawet nie podlega dyskusji). 

Małżeństwo z rozsądku... W życiu, nie ma mowy... Choćbym nie wiem w jak ciężkiej sytuacji życiowej się znalazła.
Dobra, jest jeden wyjątek, dzięki któremu bym je rozważyła - szantaż i zagrożenie życia kogoś z moich bliskich.
W swojej debiutanckiej powieści autorka porusza właśnie ten aspekt. Z jakim efektem? Tego już musicie dowiedzieć się sami sięgając po tę lekturę.

Wspaniale było przenieść się do świata Magdy, jej męża Sebastiana, jej rodzeństwa - Michała, Kuby i Ani, Kingi (Kici) i jej rodziców, małego Mateuszka, Moniki, Wojtka (Kazka) oraz jego braci i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, oczekiwania. Sięgnęłam po tę pozycję trochę z ciekawości, trochę z polecenia. Bardzo się z tej decyzji cieszę. Ani przez chwilę jej nie żałowałam. Muszę przyznać, że miałam swoje prywatne oczekiwania wobec tej historii (nie, nie zdradzę ich). Na szczęście autorka im sprostała, nie zawiodła, choć kilka ale też się znajdzie.

Po drugie, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, interesujący, uzupełniają się wzajemnie. O to chodzi. Nigdy nie było wiadomo tak do końca czego się po nich spodziewać, zwłaszcza po niektórych (tak, mam tu głównie na myśli Michała, Sebastiana i Wojtka, zwłaszcza tego ostatniego).
Chciałabym mieć u swojego boku takiego faceta jakim jest Sebastian. Magda to szczęściara. Były chwile, że jej zazdrościłam, serio. Jest też rodzeństwo Magdy. Cudowne dzieciaki, widać, że poradzą sobie w życiu, cwaniaki takie, ale za to kochane. Mimo trudnej sytuacji w domu Magdy widać, że wyrosną na porządne osoby, co bardzo mnie cieszy.
Te dzieciaki i tak dużo wycierpiały.
Za to pewne matki... Cóż w tej historii dwie kobiety nagrabiły sobie, oj i to bardzo. Znienawidziłam matkę Kingi i samej Magdy (jej zwłaszcza). Zuzanna stworzyła dwa potwory. No dobra, może mama Kingi nie aż tak, ale jednak... Dzięki nim doceniłam swoją mamę. Serio. Doceniłam jak wiele mi w życiu dała. 

Po trzecie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że dla mnie to prawdziwy rollercoaster. Zuzanna funduje naszym bohaterom wiele kłód pod nogi, liczne przeszkody czekające na ich drodze do szczęścia. Nie wiem czy poradziłabym sobie z nimi równie dobrze jak nasze persony. Pewnie nie. Na szczęście nie muszę się o tym przekonywać.
Autorka idealnie ukazuje tu przewrotność losu.

Po czwarte, pewien  zwariowany pomysł. Ha, pewna akcja w szkole to było po prostu mistrzostwo. Padłam, zbierałam przez chwilę szczękę z podłogi.

Po piąte, zbiegi okoliczności. Według mnie było ich tu troszkę za dużo. A jak wiecie, ja czegoś takiego po prostu nie kupuję... Nie i już.

Po szóste, korekta. Cholera, pomysł super, akcja super, bohaterowie super, a coś tak banalnego jak korekta i błędy (niestety niekiedy rażące w oczy) psuje efekt. Książka aż prosi się o ponowne wydanie, tym razem po porządnym wyłapaniu literówek, itp. Trzymam mocno za to kciuki, ta historia jest tego warta. 

Powieść, mimo wątku kryminalnego (tak, taki też tam znajdziecie), jest lekką lekturą do poduszki. Można doskonale się przy niej odprężyć, ja się odprężyłam. Aaa, i uśmiać w niektórych momentach.

Opowieść pokazuje, że życie bywa naprawdę nieprzewidywalne, ale nie ma (przynajmniej teoretycznie) sytuacji bez wyjścia, choćby nie wiem jak beznadziejnie się układało.

Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga, sprawia, że nie chce się być częścią życia bohaterów.

Zuzanno dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej, na pewno.

Ogólna ocena - 4,5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

Komentarze

  1. Ciekawa byłam Twojej opinii. Na mnie ta pozycja też zrobiła duże wrażenie. Czytając, nie mogłam nadziwić się nad pomysłowością autorki. To niesamowite. Na temat błędów i braku korekty nie powiem nic. W takich sytuacjach z reguły mówię za dużo, ale zgadzam się z Tobą, co do jednego- ta historia zaskoczy Czytelników, jeśli tylko dostanie szansę i trafi w Ich ręce pod banderą rzetelnego Wydawcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dodać, nic ująć.
      Mam nadzieję, że z czasem to nastąpi. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.