„Kłamczucha” - E. Lockhart.

Drogi Czytelniku...

Kłamstwo.
Czy zawsze ma tak zwane krótkie nóżki?
Czy zawsze rani?
Chciałam się o tym przekonać sięgając po 
Kłamczuchę” autorstwa E. Lockhart.
Jakie ta lektura przyniosła mi odpowiedzi? Cóż, by się tego dowiedzieć jak zawsze odsyłam do powieści.


Miło było przenieść się do świata Jule, Imogen (muszę Wam powiedzieć, że to imię bardzo mi się spodobało), jej rodziców - Patti i Gila, Forresta, Maddie, Brooke, Scotta i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, odwrotna kolejność. O co chodzi? Już mówię. Wydarzenia w książce opowiedziane są od końca. Wiem, że to celowy zabieg, lecz jeśli mam być szczera, ja bym z niego zrezygnowała. Chwilami można się pogubić. Zrobiłam mały eksperyment, po przeczytaniu całości zaczęłam czytać od końca kilka rozdziałów i moim zdaniem tak było lepiej i wygodniej.


Po drugie, bohaterowie.
 Są dobrze wykreowani i zróżnicowani. Nie mogę niestety przyznać, że interesujący. Nie wiem do końca czego, lecz czegoś mi w nich brakowało, zwłaszcza w Jule i Imogen (kiedy pierwszy raz zobaczyłam to imię przed oczami stanął mi Imhotep z filmu „Mumia”, nie wiem dlaczego).
Nie mogę też powiedzieć, że polubiłam dziewczyny. Ich zachowanie, sposób bycia, charakter, cóż na co dzień po prostu unikam takich ludzi.
Moim osobistym minusem jest tu brak persony, którą mogłabym polubić, która mogłaby wzbudzić moje zaufanie. Z początku myślałam, że może Imogen, lecz im dłużej ją poznawałam, tym bardziej miałam chciałam by zniknęła.


Po trzecie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że z początku akcja mnie nie powaliła, miejscami wręcz nudziła. Trwało to mniej więcej przez 1/3 książki, niestety. Na szczęście później było już nieco lepiej.


Po czwarte, potencjał. Myślę, że autorka nie do końca wykorzystała potencjał drzemiący w jej własnych możliwościach i samej historii. Gdyby „Kłamczuchę” troszkę doszlifować, zmienić to i owo w kilku pierwszych rozdziałach i może też ostatnich, mogłaby to być prawdziwa perełka
 Żadnego z nich nie chciałabym spotkać nocą na swojej drodze... Zaintrygowani? Mam nadzieję, że tak.


Powieść jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że pozory bardzo często mylą i to, że nigdy nie należy nic brać za pewnik (zwłaszcza charakteru drugiego człowieka), bo możemy się bardzo boleśnie rozczarować.


Książka (oczywiście mimo początku) sprawia, że chce się być częścią burzliwego życia naszej Jule, a ciekawość (bynajmniej tak było w moim przypadku) sprawia, że che się poznać zakończenie (a właściwie początek) tej historii.


Autorce dziękuję za tę historię.


Ogólna ocena - 4/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA. :)

Komentarze

  1. Szczerze mówiąc - pierwszy raz spotykam się z motywem opowiadania historii od końca. Nie do końca jestem przekonana do takiego zabiegu literackiego.
    Twoja recenzja - jak zawsze świetna i rzeczowa! :)

    Ślę pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie przeczytaj, a nuż ten zabieg Ci się spodoba.

      Buziaki! :*

      Usuń
  2. Mówiąc szczerze, mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tej książki. Nie jestem pewna, czy przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.