„Słodki dom” - Tillie Cole.

Drogi Czytelniku...

Na wstępie chcę zaznaczyć, że znajdziecie tu (niewiele) sceny erotyczne oraz wulgarne słownictwo (również nie w nadmiarze), więc ta powieść skierowana jest głównie do pełnoletnich miłośników literatury (choć można to w tym wypadku potraktować z dużym przymrużeniem oka).

Ból? Tak.
Niełatwa przeszłość? Niestety.
Prawdziwa miłość? Jasne.
Trudności? To codzienność bohaterów...
To mieszanka iście wybuchowa, zgodzicie się ze mną prawda?
To właśnie serwuje nam Tillie Cole swojej najnowszej powieści pod tytułem „Słodki dom”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, zapraszam oczywiście do lektury.
Jest to pierwszy tom cyklu Słodki dom. 


Wspaniale było przenieść się do świata Molly, Romea, jego ojca, matki i macochy, Lexi, Cass, Shelly, Ally, Austina, Reece, Jimmy'ego-Dona i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, bohaterowie. Są doskonale wykreowani, bardzo zróżnicowani i ogromnie interesujący. Polubiłam i to nawet bardzo Molly oraz Romea. Muszę przyznać, że bardzo dobrana z nich para. Fajnie do siebie pasują. Sympatię czułam też do Lexi, Cass, Ally, Austina, Reece i Jimmy'ego-Dona. To fajne osoby, które warto mieć w swoim otoczeniu.
Niestety nie mogę tego samego napisać o rodzicach Romea (ak, całej trójce) i Shelly. Ich po prostu nie trawię.
Dlaczego? Tego już nie zdradzę. Zapraszam do lektury.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Książka zaczyna się prawdziwą 'bombą emocjonalną", akcja przez cały czas płynie niczym wartki strumień, nie zwalnia ani na chwilkę. Autorka serwuje nam emocje sporymi porcjami. Nie brakuje tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych emocji i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Molly (mam wrażenie, że ona nawet bardziej) i Romeo. 

Po trzecie, ważne tematy. Są, na całe szczęście są poruszane. Płynie z nich też pewna nauka. Tak, macie rację, nic więcej nie powiem. Odkrywajcie to sami. Miłej zabawy. Oczywiście standardowo daję za to plusa. 

Po czwarte, emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Tych tu nie zabraknie, gwarantuję Wam. Mi momentami potrzebne były chusteczki. Kiedy? Tego oczywiście nie zdradzę. Poczytajcie sami, jestem pewna, że nie przegapicie wspomnianych chwil.

Po piąte, zakończenie. Ok, ja się pytam co dalej? Dlaczego książka kończy się w takim miejscu? Ja chcę jeszcze, no... Kurcze, jak ja mam tu czekać do września teraz na kolejny tom? Ten mógłby być stanowczo dłuższy.

Powieść, według mnie, pomimo poruszania niektórych kwestii jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że nie wolno nikogo oceniać po wyglądzie, oj nie wolno... oraz doskonale uświadamia to, że 'co cię nie zabije to cię wzmocni'. Jest to bardzo obrazowo pokazane. Nie zapominajmy również o tym, że pieniądze szczęścia nie dają, choćbyśmy ich mieli nie wiadomo jak wiele.

Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga (naprawdę wciąga), sprawia, że chce się być częścią życia (mimo iż pokręconego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do ostatniego zdania (bynajmniej w tym tomie). 

Autorce dziękuję za tę przygodę.

Nie mogę się już doczekać kontynuacji, chętnie po nią sięgnę.

Ogólna ocena - 4,5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU EDITIO RED. :)


Komentarze

  1. Chętnie spędzaę swój wolny czas na lekturze tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie swoją recenzję. Chętnie zapoznam się z powieścią. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.