„Miłość za milion dolarów” - Katy Evans.

Drogi Czytelniku...

Na wstępie chcę zaznaczyć, iż jest to lektura skierowana raczej do pełnoletnich miłośników literatury, ponieważ zawiera między innymi sceny erotyczne.


Napięcie? Oczywiście.
Gra w 'kotka i myszkę'? Tak.
Duże pieniądze? Jasne.

Emocje? Będą.
Namiętność? Pewnie. 

Silne charaktery? Będą.
Walka? Nie inaczej.
Nauka? Pewnie.
Pozory? Jasne.

Problemy? Znajdą się.
Między innymi właśnie to serwuje nam Katy Evans w swojej najnowszej książce pod tytułem „Miłość za milion dolarów”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, niezmiennie odsyłam do lektury, książki oczywiście.
Jest to tom pierwszy cyklu Million Dollar.


Wspaniale było przenieść się do świata Elizabeth, Jamesa, Harolda, Jeanine, Luke'a, Charliego, Michaela, Denny'ego, Kim i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i bardzo interesujący.
Muszę przyznać, że polubiłam Elizabeth i Jamesa. Spodobał mi się ich charakter i sposób bycia.
Jeśli chodzi o resztę, cóż, tu bywało różnie.
Dobra, nie zdradzam już nic więcej.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie do końca jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Akcja rozkręca się dość szybko, później wcale nie będzie spokojniej. Autorka serwuje nam emocje dużymi porcjami. Troszkę brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji, lecz nie wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.

Po trzecie, emocje. Znajdziemy ich tu dość sporo, po śmiech i radość aż do smutku i łez. Daję za to plusika.
Przy tej lekturze można łatwo oderwać się od szarej (i aktualnie bardzo zimnej) rzeczywistości.


Po czwarte, styl. Książka napisana jest lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko (zdecydowanie za szybko), łatwo i przyjemnie. Leci za to oczywiście następny plusik.

Po piąte, układ. Historię poznajemy z dwóch perspektyw, jej (Elizabeth) i jego (Jamesa). Zawsze to mówię, to bardzo dobre i ciekawe rozwiązanie, dzięki temu możemy lepiej wczuć się w naszych bohaterów, zrozumieć ich motywacje, dowiedzieć się co tam im w duszy gra. Tutaj to było bardzo ważne. Bardzo to lubię w książkach. Nie może być inaczej, przyznaję za to następnego plusa.

Po szóste, zakończenie. Warto do niego dotrzeć. Zachęca do sięgnięcia po kontynuację. Daję za to plusika.

Po siódme, ważne tematy. Tak, są tu poruszane. Nie zdradzę jednak o co dokładnie chodzi. Przyznaję za to plusa.


Powieść jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że duże pieniądze nie każdego (na szczęście) zmienią oraz to, że na siłę nikogo nie 'ulepimy' na swój własny ideał, choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli.


Książka, dokładnie tak jak inne książki, które wyszły spod pióra pani Evans, praktycznie czyta się sama, znów nawet nie wiedziałam kiedy dobrnęłam do końca (ta przygoda trwała zdecydowanie zbyt krótko). Historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do poznania zakończenia.

Autorce bardzo dziękuję za tę przygodę.
Już wypatruję informacji o wydaniu kolejnej książki autorki. :)


Polecam zaopatrzyć się w kieliszek dobrego wina sięgając po tę lekturę. Pasuje tu idealnie. ;)


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU KOBIECE. :)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.