„Ukrainka” - Agnieszka Lis.

Drogi Czytelniku...

Na wstępie chcę zaznaczyć, iż jest to lektura skierowana raczej do pełnoletniego miłośnika literatury, ponieważ zawiera (wprawdzie bez szczegółów) opisy masakr dokonywanych na ludziach kilkanaście lat temu.

Pewna Ukrainka? Jest.
Pewien Amerykanin z polskimi korzeniami? Obecny.
Wojna w tle? Niestety.
Pewne makabryczne historie? Znajdą się.

Wątpliwości? I to wiele.

Problemy? Oczywiście.
Trudna przeszłość? Będzie.
Nadzieja? Obecna.
Strach? Cóż...
Walka? Jasne.
Chęć posiadania choćby poczucia bezpieczeństwa? Jak najbardziej.
Tragedie? I to jaka.
Strata? Cóż...
Miłość? Tak.
Emocje? Pewnie.

Między innymi właśnie to tym razem serwuje nam Agnieszka Lis w swojej najnowszej książce pod tytułem „Ukrainka”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, standardowo odsyłam do lektury, książki oczywiście.

Wspaniale było przenieść się do świata Nataszy, Roberta, Karoliny, Zurianny, Louise, Samuela, Marka, Wojtka, Sebastiana, Hanny, Teresy, Jamesa, Jurija i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, zróżnicowani i interesujący.
Uzupełniają się wzajemnie. O to właśnie chodzi.
Wiecie, że szukałam w Nataszy i Zuriannie cząstki siebie? Czy znalazłam? Tak (na szczęście ja nie mam tak bolesnej przeszłości)! Myślę, że w wielu sytuacjach postąpiłabym tak samo jak one, chociaż jeśli chodzi o Zuriannę to było ich troszkę mniej.
Irytowali mnie za to chwilami Sebastian, ojciec i brat Nataszy, Wojtek i Teresa.
Z innym personami różnie bywało.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy rollercoaster (emocjonalny), przynajmniej dla mnie. Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu. Walka Nataszy, Zurianny, Louise, wszystkich tak naprawdę, była ciężka i wymagała wielu poświęceń. Nie każdego było na nie stać. Autorka płynnie prowadzi nas przez najcięższe chwile w życiu rodzin i najbliższych Zurianny i Nataszy. Czułam się jakbym była obok, jakbym walczyła z nimi, jakbym trzymała dziewczyny za rękę i kibicowała im siedząc chociażby przy szpitalnym łóżku jednej z pań (dobra, więcej nie zdradzam). I tak powinno być. Autorka serwuje nam emocje sporymi porcjami (tak, dobrze myślicie, nie napiszę w jakich). Nie brakowało tu zaskakujących zwrotów akcji (mimo iż nie one tu były kluczowe), wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.

Po trzecie, emocje. Nie zabraknie ich tu, oj nie zabraknie, zwłaszcza w pewnych chwilach, gwarantuję. Znajdziemy tu między innymi strach, smutek, zazdrość, ale i ulotne chwile radości i szczęścia pełne miłości. Niestety przeważają te negatywne... Daję za to oczywiście plusika.

Po czwarte, styl. Książka, mimo tematyki, którą porusza, napisana jest lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko i łatwo. Nie pogniewałabym się również gdyby ta historia miała jeszcze tak z pięćdziesiąt stron i więcej wątków. Przyznaję za to następnego plusika.

Po piąte, układ. Historie poznajemy dwutorowo, 'będąc przy' Zuriannie i jej rodzinie oraz przy Nataszy i jej rodzinie. Nie spodziewałam się takiej narracji, jednak jestem tym mile zaskoczona. To był fajny pomysł i bardzo tu pasował. Można powiedzieć, że zamiast jednej historii (tego się właśnie spodziewałam) autorka daje nam dwie, przedstawia splecione (poniekąd) losy dwóch kobiet i ich rodzin. Daję za to oczywiście plusa.


Po szóste, ważne tematy. Tak, są tu poruszane. Nie zdradzę jednak o co dokładnie chodzi. Chciałabym by każdy sam to odkrył podczas lektury. Przyznam tylko, że autorka bardzo sprawnie sobie poradziła z przedstawieniem nam pewnego problemu i jego ewentualnych konsekwencji. Leci za to kolejny plus.

Po siódme, zakończenie. Autorko, Agnieszko, zabiję Cię tylko za jedno, mianowicie za końcówkę. Do końca miałam nadzieję, że będzie inne. A najgorsze jest to, że wiem, że inne być nie mogło. Leci za to zarówno plusik, jak i minusik.

Powieść nie jest kolejną lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że każdy niezależnie od narodowości, miejsca zamieszkania czy koloru skóry zasługuje na miłość, bliskość ukochanych i rodziny i poczucie bezpieczeństwa i samo bycie bezpiecznym (zwłaszcza to) oraz to, że pomimo różnic wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi i mamy takie same marzenia, potrzeby, problemy i troski.


Książka praktycznie czyta się sama, historia bardzo wciąga, sprawia, że aż chce się być częścią życia bohaterów (mimo kilku chwil) i nie opuszczać go aż do finału.

Agnieszko dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej. Wyryła się w moim sercu.
Gwarantuję, że chusteczki będą potrzebne, mi były. Zwłaszcza przy końcówce (lecz nie tylko). I to dużo.

Ogólna ocena - 5,5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.