„Jaskinie umarłych” - Katarzyna Wolwowicz.

Drogi Czytelniku...

Pewna profilerka kryminalistyczna? Obecna.
Przeprowadzka? Jest.
Trudne śledztwo? Oczywiście.
Seria morderstw? Jasne.
Brak zaufania? Znajdzie się.
Pewna symbolika, liczby? Tak.

Tajemnice, sekrety? Cóż...
Trauma, szaleństwo? Będzie.
Kłamstwa? Pewnie.
Niebezpieczeństwo? Nie inaczej.
Ukrywanie prawdziwych motywów? Tak. 
Pewna zemsta, karanie? Są.

Między innymi właśnie to znajdziemy w najnowszej książce Katarzyny Wolwowicz pod tytułem „Jaskinie umarłych”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, jak zawsze odsyłam do lektury, książki oczywiście.


Miło było przenieść się do świata Carmen, Bogusława, Borysa, Eweliny, Marcina, Igora, Waldemara, Bartka, Marka, Marcela, Huberta, Sebastiana, Tomasza, Teresy, Karoliny, Antoniego, Tolka, Moniki, Adama, Alicji, Antonia i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dość dobrze wykreowani, interesujący i bardzo zróżnicowani.
Niestety nie polubiłam tu nikogo, a bardzo chciałam obdarzyć sympatią Carmen. Niestety mimo jej charakteru denerwowała mnie i jakoś było mi z nią nie po drodze.
O innych już nawet nie wspomnę... Jest to jednak w tym wypadku spory plus.
Niektórych miałam ochotę wręcz udusić za to co wyprawiali... Zwłaszcza sprawcę. Według mnie nic go nie tłumaczy.
Nie pisnę już nic więcej, nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to nie jest prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie, jednak niewiele brakuje. Akcja rozkręca się swoim tempem, jednak zawsze się coś działo. Zdecydowanie nie było spokojnie ani przez chwilę Autorka chwilami serwuje nam emocje dużymi porcjami. Nie brakowało tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Carmen.


Po trzecie, styl. Książka, przynajmniej według mnie, jest napisana dość lekkim językiem, przystępna dla każdego. To zdecydowanie uprzyjemnia i przyśpiesza czytanie. Muszę dać za to plusika.


Po czwarte, dreszczyk emocji. Za niego muszę przyznać plusika, zdecydowanie go tu nie brakowało, oj, nie brakowało...


Po piąte, zakończenie. Było... cóż, powiem, że mnie troszkę zaskoczyło. Warto do niego dotrzeć. Szczerze? Zakładałam coś innego niż faktycznie otrzymałam. Leci za to następny plusik.

Powieść nie do końca jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że nie zawsze warto wierzyć w coś, co wydaje się absolutną prawdą, ponieważ może się ona okazać zupełnie inna.


Książka praktycznie czyta się sama. Historia mnie nawet wciągnęła, mimo to nie sprawia, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów (z powodu pewnych przygód bohaterów). Mimo wszystko nie chciałam go opuszczać aż do finału.


Autorce dziękuję za tę przygodę. :)
Mam cichą nadzieję, że autorka jeszcze powróci do świata Carmen. Bardzo chciałabym dowiedzieć się jak rozwinie się pewien bardzo obiecujący wątek.


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA. :)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.