„Serce, otwórz się” - Anna Biedrzycka.

Drogi Czytelniku...

Przed Wami kolejna już recenzja powieści z Bożym Narodzeniem w tle, a jeszcze kilka mam w planach. ;)


Życiowe rozdroża? Niestety.
Stracone szanse? Cóż...

Zmiany? Tak.
Rozstanie? Będzie.
Powrót w rodzinne strony? Cóż...
Powrót przeszłości (nie koniecznie tej dobrej)? Jest.
Spotkanie po latach? Oczywiście.
Niepewność? Znajdzie się.

Zaburzenie i tak kruchego spokoju? Niemal nieustanne.
Trudne decyzje? Jak najbardziej.
Pewne błędy? Zostały popełnione.
Pewne wsparcie? Pewnie.
Odkrywanie siebie na nowo? Jasne.

Między innymi właśnie to tym razem serwuje nam Anna Biedrzycka w swojej debiutanckiej książce pod tytułem „Serce, otwórz się”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie jak zawsze odsyłam do lektury, książki oczywiście.


Wspaniale było przenieść się do świata Alicji, Wiktora, Emilii, Natalii, Oli, Kamila, Bożeny, Leszka, Damiana, psiaka Sparksa, Edka, Barbary, i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący.
Muszę przyznać, że polubiłam Alicję, Emilię, ale ostatecznie też Wiktora. To osoby, które wiele przeszły, ale się nie poddały i walczyli do końca (chyba zwłaszcza Alicja). Poza tym ich osobowość i charakter były bardzo w porządku.
Nie mogę tego niestety powiedzieć o nikim innym, chociaż bardzo bym chciała. Niektórzy irytowali mnie wręcz przez całą powieść... Dobra, nic już więcej nie zdradzam.
Zapraszam do stron książki.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie do końca jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie, nie musi nim w tym przypadku być. Akcja rozkręca się swoim tempem, jednak wcale też nie musi pędzić na złamanie karku. Autorka serwuje nam emocje sporymi porcjami, zwłaszcza w pewnych momentach (tak, dobrze myślicie, nie zdradzę w jakich). Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Alicja.


Po trzecie, emocje. Nie zabraknie ich tu, gwarantuję, od śmiechu po łzy (choć tych było tu sporo, oj sporo...). Książka dostaje za to oczywiście plusika.


Po czwarte, styl. Książka napisana jest lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko (zdecydowanie zbyt szybko) i łatwo. Daję za to następnego plusa. Chcę tylko troszkę pomarudzić, chciałabym by ta książka miała tak jeszcze z pięćdziesiąt stron i jeszcze kilka wątków, no ale...

Po piąte, ważne tematy. Tak, są tu poruszane. Nie zdradzę tym razem o co dokładnie chodzi. Chcę by każdy czytelnik sam to odkrył. Przyznam tylko, że autorka z pewną kwestią poradziła sobie doskonale. Leci za to kolejny plusik.

Po szóste, święta Bożego Narodzenia w tle. Tak, mimo, że nie 'grały' pierwszych skrzypiec, były obecne i nieco odczuwałam ich klimat.

Po siódme, zakończenie. Warto do niego dotrzeć. Mnie osobiście pozostawiło z taką dozą ciekawości co będzie dalej, jak te nasze persony będą teraz żyły... Leci za nie plusik.


Powieść jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że stara miłość nie rdzewieje, a od przeszłości nie uciekniesz.


Książka praktycznie czyta się sama. Historia naprawdę wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia (dość pokręconego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do finału.

Autorce bardzo dziękuję za kolejną przygodę. :)
Dość fajnie spędziłam przy niej czas.
Czekam na następne historie w podobnym klimacie, które sprezentuje nam pisarka.
Może tym razem coś na Walentynki? :)

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU NOVAE RES. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„The Call. Inwazja” - Peadar O'Guilín.

„Serce w grze” - Justyna Wnuk.