„London fairytales” - Magdalena Kostka.

Drogi Czytelniku...

Londyn w tle? Jest.
Dwie młode kobiety? Oczywiście.
Strach i niepewność? Tak.

Marzenia? Będą.
Chaos w poukładanym życiu? Bez niego byłoby nudno.
Niespodzianki (nie zawsze te miłe)? Pewnie.

Liczne zmiany? Jasne.
Szanse do wykorzystania? Są tu bardzo istotne.
Silne uczucia? I to jak...
Przekraczanie własnych granic? Koniecznie.

Między innymi właśnie to serwuje nam Magdalena Kostka w swojej debiutanckiej książce pod tytułem „London fairytales”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury, książki oczywiście.


Wspaniale było przenieść się do świata Liv, Scarlett, Angeli, Eriki, Astrid, Stephanie, Ian, Rose, Jaspera, Marie, Stevena, Kate, Alexa, Nadii, Toma, Sary, Evy, Louisa, Cartera, Emmy, Stelli, Maxa, Tima, Mindy i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący.
Czy kogoś polubiłam? Tak, nasze dziewczyny - Liv i Scarlett. Nie można było inaczej. Było mi z nimi po drodze już od pierwszych stron.
Niestety nie mogę tego napisać o nikim innym.
Tak, dobrze myślicie, nie podam powodu.
Nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie do końca jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie (choć w tym przypadku wcale nim być nie musi). Wprawdzie akcja rozkręca się swoim tempem, jednak niemal przez całą powieść coś się dzieje. Autorka chwilami serwuje nam emocje naprawdę dużymi porcjami. Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza nasze dziewczyny.


Po trzecie, styl. Książka napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwiało i bardzo przyśpieszało czytanie. Leci za to oczywiście plusik. Chciałabym tylko pomarudzić, że książka ta mogłaby być nieco dłuższa... Tak chociaż o pięćdziesiąt stron i mieć jeszcze ze dwa wątki (zdecydowanie ich brakowało).

Po czwarte, układ. Historię poznajemy tu z perspektywy Liv i Scarlett, z czego bardzo się cieszę. Troszkę mi czegoś takiego brakowało w ostatnim czasie. Jestem bardzo za to wdzięczna. Nie wyobrażam sobie, by narracja była tu inna. Inna by nie pasowała, ta uzupełniała wzajemnie wątki, choć przyznam, że inni również mogliby chwilami przejąć stery.


Po piąte, zakończenie i przesłanie. Nie do końca właśnie takiego zakończenia się spodziewałam, coś zupełnie innego otrzymałam w rzeczywistości. Troszkę się zdziwiłam, ale bardzo pozytywnie. Autorka mnie nieco zaskoczyła. To było fajne. Oczywiście daję za to plusa. Jeśli chodzi zaś o przesłanie, znajdziemy je oczywiście. Nie zdradzę o co dokładnie chodzi, chcę by każdy czytelnik sam to odkrył, inaczej to nie miałoby sensu. Muszę za nie dać kolejnego plusa.


Powieść jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że czasami należy wyjść ze swojej strefy komfortu by osiągnąć prawdziwe szczęście.


Książka praktycznie czyta się sama. Historia nawet mnie wciągnęła (choć nie do końca tak jakbym chciała), sprawiała, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów, choć chwilami nie miałam ochoty docierać do końca (żeby zbyt szybko nie poznać zakończenia i ich nie opuszczać).


Autorce dziękuję za tę przygodę. Zmieniłabym wprawdzie to i owo, ale w sumie historia wyszła na lekki plusik i mi się podobała.

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU NOVAE RES. :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.