„Serce w grze” - Justyna Wnuk.

Drogi Czytelniku...

Pewna pisarka? Jest.
Pewien piłkarz? Oczywiście.
Sport, piłka nożna? Tak.

Przypadkowe spotkanie? Będzie.
Pewne incydenty? Bez nich byłoby nudno.
Niespodzianki (nie zawsze te miłe)? Pewnie.

Pewne odkrycie? Jasne.
Liczne przygody? Są tu bardzo istotne.
Silne uczucia? I to jak...
Przekraczanie własnych granic? Koniecznie.

Między innymi właśnie to serwuje nam Justyna Wnuk w swojej najnowszej książce pod tytułem „Serce w grze”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury, książki oczywiście.


Wspaniale było przenieść się do świata Aidy, Nikomede'a, Kataliny, Alejandra, Dario, Arley, Valerii, Chrisa, Diego, Josefiny, Marianny i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący.
Czy kogoś polubiłam? Tak, sporo osób. Nie można było inaczej.
Dawno tak nie miałam.
Tak, dobrze myślicie, nie podam powodu.
Nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie do końca jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie (choć w tym przypadku wcale nim być nie musi). Wprawdzie akcja rozkręca się swoim tempem, jednak niemal przez całą powieść coś się dzieje. Autorka chwilami serwuje nam emocje naprawdę sporymi porcjami. Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony. Dodam jeszcze, że fabuła wciągnęła mnie niemal od pierwszych stron (a nie za często tak jest).


Po trzecie, styl. Książka napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwiało i bardzo przyśpieszało czytanie. Leci za to oczywiście plusik. Chciałabym tylko pomarudzić, że książka ta mogłaby być nieco dłuższa... Tak chociaż o pięćdziesiąt stron i mieć jeszcze ze dwa wątki.

Po czwarte, układ. Historię poznajemy tu z perspektywy Aidy i Nikomede'a, z czego bardzo się cieszę. Troszkę mi czegoś takiego brakowało w ostatnim czasie. Jestem bardzo za to wdzięczna. Nie wyobrażam sobie, by narracja była tu inna. Inna by nie pasowała, ta uzupełniała wzajemnie wątki.


Po piąte, zakończenie i przesłanie. Nie do końca właśnie takiego zakończenia się spodziewałam, coś zupełnie innego otrzymałam w rzeczywistości. Troszkę się zdziwiłam, ale bardzo pozytywnie. Autorka mnie nieco zaskoczyła. To było fajne. Oczywiście daję za to plusa. Jeśli chodzi zaś o przesłanie, znajdziemy je oczywiście. Nie zdradzę o co dokładnie chodzi, chcę by każdy czytelnik sam to odkrył, inaczej to nie miałoby sensu. Muszę za nie dać kolejnego plusa.


Powieść jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że między uczuciami istnieje naprawdę cienka granica, bardzo łatwo ją przekroczyć.


Książka praktycznie czyta się sama. Historia nawet mnie wciągnęła, sprawiała, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów, choć chwilami nie miałam ochoty docierać do końca (żeby zbyt szybko nie poznać zakończenia i ich nie opuszczać, chciałam być z nimi troszkę dłużej).


Autorce bardzo dziękuję za tę przygodę. Bardzo mi się podobała.

Lubię książki ze sportem w tle. Cieszę się, że są coraz popularniejsze. 

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU AMARE. :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.