„Mała Charlie 2. Prawo do szczęśliwego zakończenia” - Zuzanna Kulik.

Drogi Czytelniku...

Na wstępie chcę zaznaczyć, ze jest to lektura przeznaczona raczej dla pełnoletniego miłośnika literatury, ponieważ zawiera miedzy innymi sceny erotyczne i wulgarne słownictwo.


Pewna młoda dziewczyna i jej bracia? Będzie.
Pewna przyjaciółka i jej brat? Jak najbardziej.

Uczucia? Tak.
Chęć zmian? Jasne.
Ponowne spotkanie?
Wzajemna fascynacja? Obecna.
Przewrotny los? Jest.
Problemy? Znajdą się.
Trudne decyzje? Pewnie.

Pewien ślub? Oczywiście.

Między innymi właśnie to tym razem serwuje nam Zuzanna Kulik w swojej najnowszej książce pod tytułem „Mała Charlie 2. Prawo do szczęśliwego zakończenia”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie jak zawsze odsyłam do lektury, książki oczywiście.
Jest to tom drugi cyklu Mała Charlie.


Miło było przenieść się po raz drugi do świata Charlie, Ashtona, Cole'a, Bryana, Haley, Adama, Willa, Melody, Sarah, Bradena, Camilli, Joshuy, Justina, Camerona, Amy, Jordana, Beth, Bruce'a, Anthony'ego, Michaela, Marthy i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Po raz kolejny są dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący.
Muszę przyznać, że nadal lubię Charlie i Ashtona. Ich osobowość i charakter były bardzo w porządku.
Nie mogę tego niestety powiedzieć o nikim innym, chociaż bardzo bym chciała... Niektórzy irytowali mnie wręcz przez całą powieść... Dobra, nic już więcej nie zdradzam.
Zapraszam do stron książki.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie do końca jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Akcja rozkręca się swoim tempem, jednak w tym przypadku znów wcale nie musi pędzić na złamanie karku. Autorka serwuje nam emocje sporymi porcjami, zwłaszcza w pewnych momentach (tak, dobrze myślicie, nie zdradzę w jakich). Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.


Po trzecie, emocje. Nie zabraknie ich tu, gwarantuję, od śmiechu po łzy (choć tych było tu sporo, oj sporo...). Książka dostaje za to oczywiście plusika.


Po czwarte, styl. Książka, tak jak tom pierwszy, napisana jest lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko (zdecydowanie zbyt szybko), bardzo przyjemnie i łatwo. Leci za to następny plus. Chcę tylko troszkę pomarudzić, chciałabym by ta książka miała tak jeszcze z pięćdziesiąt stron i jeszcze kilka wątków, no ale...

Po piąte, układ. Historię po raz kolejny poznajemy z dwóch perspektyw, mianowicie Charlie i Ashtona. To znów bardzo tu pasowało, nie wyobrażam sobie by miało być inaczej. Inaczej fabuła byłaby niepełna. Daję za to małego plusa.

Po szóste, zakończenie. Warto do niego dotrzeć. Mnie osobiście usatysfakcjonowało, ale i pozostawiło z lekką dozą ciekawości co będzie dalej, jak te nasze persony będą teraz żyły... Leci za nie plusik.


Powieść jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że za konsekwencje swoich czynów i decyzji możemy winić tylko siebie... lub tylko sobie dziękować.


Książka, tak jak jej poprzedniczka, praktycznie czyta się sama. Historia nawet wciąga i sprawia, że chce się być częścią życia (chociaż dość pokręconego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do końca, przynajmniej w tym tomie.

Autorce bardzo dziękuję za i tę przygodę. :)
Po raz kolejny fajnie spędziłam przy niej czas.
Czekam na następne historie, które sprezentuje nam nasza pisarka. :)


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU EDITIO RED. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„The Call. Inwazja” - Peadar O'Guilín.