„W imię ojców” - Tomasz Duszyński.

Drogi Czytelniku...

Zapraszam na kolejną recenzję okołoświątecznej powieści (tak, wciąż myślami i lekturami tkwię w tym magicznym okresie), choć nie odgrywają tu istotnej roli.

Święta w tle? Będą.
Zima
? Tak.
Chęć rozwiązania sprawy? Jasne.
Rozwiązanie pod samym nosem? Możliwe.
Kotlina Kłodzka w tle? Pewnie.
Sekrety? Znajdą się.
Kłamstwa? Niestety.
Zwłoki i zbrodnia powtórzona po wielu latach? Będzie.
Skoki w czasie? Są.
Zemsta? Jasne...
Kara za popełnione winy? Obecna.

Między innymi właśnie to znajdziemy w najnowszej książce Tomasza Duszyńskiego pod tytułem „W imię ojców”.
Jaki osiągnął efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury, książki oczywiście.
Jest to tom drugi cyklu Małomiasteczkowy


Miło było przenieść się po raz drugi do świata Anny, Konrada, Wiesi, Elżbiety, Marka, Alberta, Witka, Oli, Adriana, Sebastiana, Franciszka, Leszka, Marcina, małego Antka innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Znów są dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący.
Czy kogoś polubiłam? Annę (ją już wcześniej) i jej babcie Wiesie. Chciałam polubić naszych głównych bohaterów, lecz nieco do tego zabrakło.
Czasami miałam ich ochotę po prostu udusić (zwłaszcza ciotkę Anki), nawet Konrada (choć tu zaprezentował się w nieco lepszym świetle)...
Zresztą nie tylko ich.
Tak, dobrze myślicie, nie podam powodu.
Nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Akcja rozkręca się dość szybko, niemal przez całą powieść coś się działo. Autor serwuje nam emocje dużymi porcjami. Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Anka.


Po trzecie, styl. Książka, mimo tematyki, którą porusza, napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwiało i bardzo przyśpieszało czytanie. Leci za to oczywiście plusik.

Po czwarte, układ. Historię poznajemy dwutorowo, mianowicie w czasach obecnych dla Ani i Konrada oraz czasach poprzedniej zbrodni. Pozwala to czytelnikowi zrozumieć więcej i lepiej wczuć się w klimat, który przygotował dla nas autor. Przyznaję za to plusa.


Po piąte, zakończenie i przesłanie. Nie do końca właśnie tego się po tej książce spodziewałam, coś zupełnie innego otrzymałam w rzeczywistości. Troszkę się zdziwiłam, ale pozytywnie. To było fajne. Oczywiście daję za to plusa.

Po szóste, święta Bożego Narodzenia. Tak, są obecne w tle. Nie odczuwałam tu tym razem ich szczególnej magii, lecz jak wspomniałam wyżej, były tu tylko małym dodatkiem.


Powieść nie do końca jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że osoba chcąca wymierzać sprawiedliwość na własną rękę często nie za dobrze na tym wychodzi...


Książka, tak jak inne autora, praktycznie czyta się sama. Historia nawet mnie wciągnęła, chociaż chwilami nie sprawiała, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów, chwilami też nie miałam ochoty docierać do końca (tylko i wyłącznie dlatego, żeby za szybko nie poznać rozwiązania).

Autorowi dziękuję za kolejną przygodę. :)
Czekam na następne powieści, bardzo chętnie po nie sięgnę.


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„The Call. Inwazja” - Peadar O'Guilín.