„We własnych okowach” - Meghan March.

Drogi Czytelniku...

Na wstępie muszę zaznaczyć, że znajdziecie tu między innymi sceny erotyczne oraz wulgarne słownictwo, więc ta powieść skierowana jest głównie do pełnoletnich miłośników literatury.


Paskudne dzieciństwo, dziecko ulicy? Niestety.
Pewien lombard? Jest.
Uparta kobieta? Obecna.
Silne charaktery? Pewnie, i to nie jeden.

Trudne wybory? Są.
Ukryte motywy? Tak.
Zabójstwo? Cóż...
Przeciwieństwa? Jasne.
Kłamstwa? Oj, będą.
Pożądanie? Obecne.
Silne przyciąganie? Tak.
Zaintrygowani?

Między innymi właśnie to serwuje nam Meghan March w swojej najnowszej książce pod tytułem „We własnych okowach”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, standardowo odsyłam do lektury.
Jest to trzeci już tom cyklu Sekrety i namiętności.


Wspaniale było po raz kolejny, trzeci już przenieść się do świata Lorda, Elle, Mathiew, Cona/Constantine'a, Rixa, DJ'a, Virginii, Yve, Vanessy, Delilah i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Znów są bardzo dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący (co mnie wcale nie zdziwiło). Przyznaję, że nadal lubię chociażby Cona i Vanessę. Polubiłam też Lorda i Elle.
Niestety nie mogę tego napisać o nikim innym. Dlaczego? Tego oczywiście nie powiem
, nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie do końca jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie, chociaż naprawdę niewiele tu brakowało. Akcja rozkręca się dość szybko, nie zwalnia ani na chwilkę, cały czas coś się dzieje. Autorka serwuje nam emocje dość sporymi porcjami. Nie brakowało tu zaskakujących zwrotów akcji, wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.


Po trzecie, układ. Książka napisana jest z perspektywy dwóch osób, mianowicie Lorda i Elle. Nie powiem, spodziewałam się właśnie takiej narracji (poprzednie tomy na to wskazywały). Poza tym innej narracji bym tu nie wykorzystała, ta tutaj pasowała, nawet bardzo, uzupełniała wzajemnie wątki. Za to daję oczywiście plusika.

Po czwarte, styl. Książka, tak jak jej poprzedniczki (jak inne książki autorki), napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwia, bardzo uprzyjemnia lekturę i przyśpiesza czytanie. Myślę, że kilkadziesiąt dodatkowych stron również by tu nie zaszkodziło, lektura skończyła się, przynajmniej dla mnie, zdecydowanie za szybko... Leci za to kolejny plusik.

Po piąte, emocje. Gwarantuję Wam, że ich tu nie zabraknie, od smutku i rozczarowania do radości czy śmiechu. Przyznaję za to plusa.


Po szóste, sceny erotyczne. Nie są zbyt wulgarnie napisane, nie miałam problemu z przebrnięciem przez nie. Mogłyby być nawet nieco odważniejsze i pikantniejsze. Daję za to następnego, małego plusika.


Po siódme, zakończenie. Warto do niego dotrzeć, chociaż mnie osobiście jakoś specjalnie nie zaskoczyło... Myślę też, że inne by chyba nie pasowało. Za to przyznaję zarówno malutkiego plusika i malutkiego minusika.

Powieść zdecydowanie jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że nie jesteśmy (i nigdy zresztą nie będziemy) w stanie przewidzieć wszystkich konsekwencji podejmowanych przez nas decyzji.

Książka, tak jak dwa poprzednie tomy zresztą, praktycznie czyta się sama. Historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia (chociaż dość pokręconego, a momentami nawet niebezpiecznego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do końca, przynajmniej w tym tomie. 


Autorce bardzo dziękuję za i tę przygodę. :)
Czekam z niecierpliwością na następne tomy tego cyklu, jestem bardzo ciekawa czym autorka mnie w nich zaskoczy (i czy pozytywnie). :)


Ogólna ocena - 5,5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU EDITIO RED. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.