„Syndrom ocalałej” - Robyn Gigl.

Drogi Czytelniku...

Prawniczka? Obecna.
Kolejna trudna sprawa? Będzie.
Kolejny interesujący klient? Jasne.
Morderstwo? Jest, i to nie jedno.
Niebezpieczeństwo? Oczywiście.
Duże pieniądze? Pewnie.
Przemoc? Tak.
Kłamstwa? Znajdą się.

Problemy? Są.
Strach? Cóż...
Trudne wybory? Niestety.
Błędy? A jakże...
Sekrety? I to kilka.
Walka? Nieustanna.
Między innymi właśnie to znajdziemy w najnowszej książce Robyn Gigl pod tytułem „Syndrom ocalałej”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie, niezmiennie odsyłam do lektury, książki oczywiście.
Jest to tom drugi cyklu Erin McCabe.


Miło było po raz drugi przenieść się do świata Erin, Luke'a, Justina, Aarona, Charlesa, Bena, George'a, Marka, Patricka, Brennana, Liz, Molly, Robin, Arthura, Gary'ego, Sybil, Peg, Seana, Chrisa, Jima, Ann, Prestona, Edwarda, Martina i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Po raz kolejny są dobrze wykreowani i zróżnicowani oraz interesujący.
Muszę przyznać, że niestety nie polubiłam tutaj nikogo. Myślę jednak, że w tym przypadku jest to plus.
Niektórzy (zwłaszcza Erin) troszkę zyskiwali w moich oczach, jednak ostatecznie głównie potem to tracili.
Nie napiszę nic więcej, nie chcę ujawniać za wiele.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to nie jest prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Akcja rozkręca się swoim tempem, naturalnie, mimo to ciągle coś się działo. Autorka nie serwuje nam emocji sporymi porcjami. Troszkę brakowało tu zaskakujących zwrotów akcji, lecz nie wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Erin.


Po trzecie, styl. Książka napisana jest dość lekko i przyjemnie dla oka, dzięki czemu czyta się ją dość szybko i łatwo. Daję za to małego plusika.


Po czwarte, zakończenie. Przyznam, że nie do końca mnie zaskoczyło. W pewnym momencie nawet miałam obawy, że będzie inne niż faktycznie było... Ale ostatecznie jestem z niego dość zadowolona i wdzięczna za takie pokierowanie losami bohaterów. Przyznaję za nie plusika.


Powieść nie do końca jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że są rzeczy silniejsze od nas, tylko od nas zależy czy im się poddamy, czy ulegniemy...


Książka nie zawsze czytała się sama. Historia również nie zawsze mnie wciągała i nie do końca sprawia, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów (zwłaszcza w pewnych momentach, które mimo wszystko były tu potrzebne), jednak nie chciałam opuszczać go aż do końca. Chciałam poznać finał tej przygody.

Autorce dziękuję za tę przygodę.


Ogólna ocena - 4,5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA. :)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.