„Siostry z Titanica” - Anna Lee Huber.

Drogi Czytelniku...

Pewien statek? Jest.
Pewne trzy siostry? Oczywiście.
Niespełnione marzenia? Tak.

Kwiecień 1912 roku? Będzie.
Złe przeczucia? Bez tego byłoby nudno.
Niespodzianki (nie zawsze te miłe)? Pewnie.

Pewna przepowiednia? Jasne.
Pewna podróż? Jest tu bardzo istotna.
Nowe uczucia? Będą.
Zwątpienie? Znajdzie się.
Przekraczanie własnych granic? Koniecznie.
Pewne lekcje od losu? Są.
Pewna katastrofa? Niestety...
Sekrety, kłamstwa? Cóż...
Tęsknota? Obecna.
Zmiana planów? Nastąpi.

Między innymi właśnie to serwuje nam Anna Lee Huber w swojej książce pod tytułem „Siostry z Titanica”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury, książki oczywiście.


Wspaniale było przenieść się do świata Alice, jej sióstr: Flory oraz Mabel, Chestera, Karla, Francis, Williama, Charliego i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są bardzo dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący.
Czy kogoś polubiłam? Tak, Alice, jej siostry oraz ich nowych znajomych, chwilami nawet ich podziwiałam. Niestety nie mogę tego napisać o nikim innym, a szkoda.
Tak, dobrze myślicie, nie podam powodu. 
Nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Wprawdzie akcja rozkręca się swoim tempem, jednak niemal przez całą powieść coś się dzieje. Autorka chwilami serwuje nam emocje dużymi porcjami. Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.


Po trzecie, styl. Książka napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwiało i bardzo przyśpieszało czytanie. Leci za to oczywiście plusik. Chciałabym tylko pomarudzić, że książka ta mogłaby być nieco dłuższa... Tak chociaż o pięćdziesiąt stron i mieć jeszcze ze dwa wątki.

Po czwarte, sam rejs i statek. Autorka w fajny sposób nam go opisuje, oprowadza po nim całym, tak jakby sama tam kiedyś była, jakby była jego kapitanem. Naprawdę mi się to podobało. Daję za to oczywiście plusa.


Po piąte, zakończenie, ale i przesłanie. Nie do końca właśnie takiego zakończenia się spodziewałam, coś nieco innego otrzymałam w rzeczywistości. Troszkę się zdziwiłam, ale bardzo pozytywnie. Autorka mnie zaskoczyła. To było fajne. Oczywiście daję za to plusa. Jeśli chodzi zaś o przesłanie, znajdziemy je oczywiście. Nie zdradzę o co dokładnie chodzi, chcę by każdy czytelnik sam to odkrył, inaczej to nie miałoby sensu. Muszę za nie przyznać kolejnego plusa.


Powieść nie do końca jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że czasami potrzeba prawdziwej tragedii by zrozumieć pewne rzeczy.

Książka praktycznie czyta się sama (poza malutkimi wyjątkami). Historia mnie nawet wciągnęła, sprawiła również, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów, choć nie miałam ochoty docierać do końca (z wiadomych względów).


Autorce bardzo dziękuję za tę przygodę.
Szczerze, nie zmieniłabym tu prawie nic, w sumie historia wyszła na plus i mi się nawet podobała.
Muszę przyznać, że czułam się tak, jakbym sama płynęła tym legendarnym statkiem i to było fajne, choć do czasu...

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.