„Brzydka królowa. Elżbieta Rakuszanka żona Kazimierza Jagiellończyka” - Victoria Gische. [PRZEDPREMIEROWO]

Drogi Czytelniku...

Wielu z nas w dzieciństwie chciało zostać księciem bądź księżniczką, ja oczywiście zaliczam się do tej grupy. Nie zliczę ile razy bawiłam się w to z dziećmi na podwórku, podczas imprez urodzinowych czy w prowizorycznym 'zamku' z białego prześcieradła w swoim pokoju z siostrą. Będąc małymi szkrabami nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, iż wiąże się z tym ogromne ryzyko, wyrzeczenia (i to całkiem sporo, więcej niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka) i jeszcze większa odpowiedzialność. Nie wspomnę już o roli, jaką w tym wypadku odgrywa inteligencja i spryt, wszak u władzy nie łatwo się utrzymać...

Victoria Gische w swojej powieści po tytułem „Brzydka królowa. Elżbieta Rakuszanka żona Kazimierza Jagiellończyka” przybliża nam troszkę losy jednej z (bynajmniej mojej ocenie) mądrzejszych królowych, która znała swoją wartość i potrafiła walczyć o swoje.
Myślę, że warto poznać jej dzieje, choć w tym przypadku nieznacznie zmienione, zawierają przecież część historii naszego kraju.

Wspaniale było przenieść się do świata Elżbiety, Kazimierza, Zofii, Władysława Heleny, Doroty, i wielu innych (i w tym momencie zrobiło mi się dziwnie...).

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, lekkość pióra. Muszę się Wam przyznać, że jestem mile zaskoczona. Wprawdzie od początku wiedziałam, że ta powieść nie jest typowym, mającym nas czegoś nauczyć podręcznikiem, napisanym w taki sposób, że już po kilku stronach człowiek ma ochotę zasnąć, lecz autorka i tak mnie zaintrygowała. Victoria płynnie prowadzi nas poprzez karty historii, umiejętnie wciągając nas w fabułę i zawiłe dzieje Elżbiety.


Po drugie, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, realistyczni i intrygujący.
Czułam, że mogłam wręcz ich 'dotknąć' i 'poczuć'. To duży plus.
Przykładowo, Elżbieta, ją już na początku polubiłam. Kobieta nie miała łatwej młodości, a mimo to się nie poddawała, zawsze znała swoją wartość, a co najważniejsze miała szacunek do samej siebie i innych oraz potrafiła zrobić użytek z mózgu i miała wiele do powiedzenia. Podziwiam ją wręcz (przy okazji, nie wiem jak ja bym przeżyła tyle porodów, już samo to jest dla mnie wyczynem).
Kazimierz, cóż on z kolei zyskał moją sympatię głównie tym, że nigdy nie zdradził żony (a mógł, jak wiemy w tamtych czasach nie zdziwiłoby to nikogo, co swoją drogą dla mnie jest chore, ale to tylko moje zdanie).

Po trzecie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie sądziłam, że lekcja historii może być tak interesująca. No dobra, wiadomo niektóre fakty są zmienione, inne dodane, ale i tak... Zagłębianie się w zakamarki dawnych czasów już dawno nie było tak przyjemne.
Dzięki tej pozycji zacznę sięgać po inne książki o podobnej tematyce.

Powieść, mimo tematu, który porusza, jest lekką lekturą do poduszki. Można doskonale się przy niej odprężyć, a przy okazji czegoś nauczyć.

Opowieść pokazuje (z czego ogromnie się cieszę, oby więcej takich książek powstawało), że uroda nie jest wcale najważniejsza. Ona przemija. Mądrość, szacunek, spryt, umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji, talenty - to jest, to, co z nami zostaje. Tylko od nas zależy jak to wykorzystamy.

Książka praktycznie czyta się sama, wciąga, sprawia, że nie chce się jej odłożyć, zanim nie poznamy zakończenia losów Elżbiety.

Autorce dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej, na pewno.

Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU KSIĄŻNICA. :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.