„Terapia” - Kathryn Perez. [PRZEDPREMIEROWO]
Drogi Czytelniku...
Czy choroba umysłu, jaka by nie była, powinna być tematem tabu? Czy powinniśmy piętnować daną osobę tylko dlatego, że ma to nieszczęście zmagać się z chorobą, tak naprawdę taką jak każda inna, tyle, że atakującą umysł a nie ciało? Czy mamy prawo taką osobę oceniać, patrzeć na nią z góry, zasłaniając się argumentem: Ja nie wiedziałam/em?
Odpowiedzi między innymi na powyższe pytania da nam lektura powieści „Terapia” autorstwa Kathryn Perez.
Wspaniale było przenieść się do świata Jess, jej rodziców, Jace'a, jego matki, Elizabeth, Hailey (szkoda, że to nie imię głównej bohaterki, lubię je, nawet bardzo, choć muszę przyznać, że do tej persony akurat bardziej pasuje), Harrisona, Kingsleya, Victorii, Genevieve (tak, celowo ją wymieniłam, swoją drogą ładne imię, podoba mi się), Mercedes i innych.
Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.
Po pierwsze, podział. Książka podzielona jest na dwie części, z czego bardzo się cieszę.
Pierwsza, ta dłuższa, to zmagania Jess z chorobą.
Druga zaś ukazuje jej pracę nad wyleczeniem (oczywiście jeśli chcecie się dowiedzieć jaki był efekt, zapraszam do lektury).
Według mnie to fajny pomysł.
Dla mnie osobiście druga jest troszkę gorsza i stanowczo za krótka.
Po drugie, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, bardzo interesujący i do bólu prawdziwi.
Jess zyskała moją sympatię już od pierwszego zdania. Bardzo chciałam być jej przyjaciółką, pomagać jej, doradzać, chronić, wspierać, być przy niej.
Polubiłam też Kingsleya. To spoko gość. Mimo tego, co sam przeżył, mimo swojego charakteru (a może właśnie dzięki niemu) był dla głównej bohaterki podporą, prawdziwym przyjacielem, powiernikiem.
Z przykrością muszę stwierdzić, że na tym koniec.
Reszty praktycznie nienawidzę, bardzo wręcz nienawidzę, zwłaszcza Elizabeth, Hailey i rodzicielki Jess. Jak można być takim potworem ja się pytam. Co takiego zrobiły? Tego nie zdradzę, dowiecie się z kart historii.
Jace, poza imieniem i tymi razami, gdy był w porządku, cóż, jego miałam ochotę wychłostać, udusić i... Dobra, nie dokończę. Wiele osób pewnie mnie za to zlinczuje, ale jak dla mnie to tchórz i głupek jakich mało.
Po trzecie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak
powiem, że to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Książka trzyma w napięciu, akcja w ogóle nie zwalnia, autorka rzuca naszym bohaterom, a zwłaszcza Jess coraz trudniejsze do pokonania przeszkody. Z zapartym tchem 'patrzyłam' jak je pokonują, jak układa się ich życie.
Po czwarte, gra emocji. Cóż, autorka świetnie opisała czucia targające Jess, uczucia związane z traumatycznymi przeżyciami, których jej życie niestety nie oszczędziło. Z łatwością możemy się w nie wczuć.
Myślę, że było to potrzebne nam, jako społeczeństwu. Dzięki temu będziemy mogli lepiej zrozumieć ludzi borykających się z chorobą, na którą cierpiała główna bohaterka, lepiej zrozumieć, dlaczego czasami postępowała tak, a nie inaczej, zrozumieć co działo się w jej umyśle, jaką bitwę musiała toczyć każdego dnia.
Po piąte, cytaty. Są bardzo fajnie dobrane. Mówię o tych otwierających każdy rozdział oczywiście. To, bardzo życiowe zresztą, idealne podsumowanie danego rozdziału.
Poniżej pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich, autorstwa samej Kathryn:
„Czasami potrzeba więcej drugich szans.”
„Nierozwiązane sprawy z przeszłości prędzej czy później dadzą o sobie znać.”
„Tęsknota za ukochaną osobą nigdy nie przemija. Ci, którzy twierdzą inaczej, nigdy naprawdę nie kochali.”
„Większość uważa, że potwory żyją pod naszymi łóżkami. To nieprawda. Potwory żyją w naszych umysłach.”
„Nowe początki mogą wyleczyć stare rany.”
„Szczerość wobec innych ludzi pomaga nam być szczerymi względem nas samych.”
„Czasami życie stawia przed nami dziesiątki przeszkód jednocześnie. Możemy wtedy próbować pokonać je wszystkie naraz lub skupić się jedynie na tych, których pokonanie jest dla nas najważniejsze.”
„Wmawiają nam, że miłość potrafi leczyć rany i ulżyć w największym bólu, ale szybko przekonujemy się, że ból jest w stanie zniszczyć nawet najsilniejszą miłość.”
Mogę śmiało i z czystym sumieniem podpisać się pod każdym z powyższych zdań.
Na koniec mój ulubiony, nie jest to wprawdzie cytat otwierający rozdział a część książki, lecz według mnie zasługuje na wspomnienie:
„Miłość nie jest chujowa, Trent. Stracenie osoby, którą się kocha, jest chujowe.”
Myślę, że warto go zapamiętać.
Po szóste, teksty zapisane w osobistym dzienniku Jess. Ta proza, powiem tak, autorka ma naprawdę talent. Chciałabym umieć tak pisać. Bardzo mi się podobały zdania kreślone przez naszą bohaterkę. Kilka z nich nawet zapisałam sobie w pamiętniku ku pamięci.
Po siódme, przesłanie. Jakie jest?
Walcz, nigdy się poddawaj, choćby sytuacja była naprawdę beznadziejna.
Przykład Jess pokazuje, że jeżeli bardzo tego chcemy, można wyjść na prostą, trzeba tylko włożyć w to mnóstwo pracy.
Po ósme, zakończenie. Wiecie co? Miałam wręcz ogromną ochotę wyć z bezsilności i wściekłości na autorkę za los, jaki zgotowała Jess pod koniec. Serio, miałam szczerą nadzieję, że będzie całkiem inne.
Nie wyobrażam sobie, że tak łatwo można wybaczyć dwóm osobom, które najbardziej zraniły, zadały największy cios...
Po dziewiąte, pewna mała dama. Nie chcę tu za wiele zdradzać, i nie uczynię tego oczywiście, ale... Jestem zawiedziona. Jestem wręcz bardzo zawieziona wstawieniem do tej historii elementu... Dotyczy to małej Genevieve... Dobra stop. Kurde, nie powiem nic więcej by nie zepsuć wątku osobom, które jeszcze nie czytały. Powiem jedno, nie kupuję tego Kathryn, po prostu nie kupuję i już. Zawiodłaś mnie tym. :(
Powieść stanowczo nie jest lekką lekturą do poduszki. Odradzam czytanie jej po nocy. Ok, ja tak robiłam, lecz uwierzcie mi, momentami, a zwłaszcza pod koniec tego żałowałam. Dlaczego? Jestem pewna, że po przeczytaniu sami domyślicie się jaka jest odpowiedź na to pytanie.
Opowieść pokazuje, że tylko i wyłącznie my sami 'karmimy' nasze wewnętrzne 'demony', tylko my sami pozwalamy im 'rosnąć' i rządzić naszym umysłem. Inni ludzie, ich czyny i zachowanie względem nas, są tylko pewnego rodzaju czynnikiem dodatkowym. Późniejsze ponowne przejęcie kontroli nie jest wcale takie łatwe, potrzeba dużo czasu, wiele pracy i pomocy nie tylko bliskich, ale często i specjalistów.
Sami musimy przeżyć nasze życie, nieważne jak trudne by nie było i jak podli ludzie stanęliby nam na drodze.
Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia Jess, chce się jej pomóc odnaleźć właściwą ścieżkę, podarować choć odrobinę szczęścia oraz kibicować w walce o lepsze jutro.
Poza tym wywołuje całą masę skrajnych emocji (w tym niestety również ból i strach) przez co zachowana jest pewnego rodzaju równowaga.
Nie wypuszcza z objęć jeszcze na długo po skończonej lekturze.
Ciężko mi teraz sięgnąć po cokolwiek innego, a to nie zdarza się często, zapewniam.
Gwarantuję, że chusteczki będą potrzebne. Mi były, nie raz, nie dwa. Lepiej mieć ich dużo pod ręką podczas czytania tej pozycji.
Autorce bardzo dziękuję za tę historię. Wyryła się głęboko w moim sercu. Zostanie ze mną na dłużej.
Na taką powieść bardzo długo czekałam.
Ogólna ocena - 5/6. :) (Tylko ze względu na końcówkę i pewną małą dziewczynkę...)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.
Pozdrawiam, Iza.
ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU NIEZWYKŁE. :)
Czy choroba umysłu, jaka by nie była, powinna być tematem tabu? Czy powinniśmy piętnować daną osobę tylko dlatego, że ma to nieszczęście zmagać się z chorobą, tak naprawdę taką jak każda inna, tyle, że atakującą umysł a nie ciało? Czy mamy prawo taką osobę oceniać, patrzeć na nią z góry, zasłaniając się argumentem: Ja nie wiedziałam/em?
Odpowiedzi między innymi na powyższe pytania da nam lektura powieści „Terapia” autorstwa Kathryn Perez.
Wspaniale było przenieść się do świata Jess, jej rodziców, Jace'a, jego matki, Elizabeth, Hailey (szkoda, że to nie imię głównej bohaterki, lubię je, nawet bardzo, choć muszę przyznać, że do tej persony akurat bardziej pasuje), Harrisona, Kingsleya, Victorii, Genevieve (tak, celowo ją wymieniłam, swoją drogą ładne imię, podoba mi się), Mercedes i innych.
Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.
Po pierwsze, podział. Książka podzielona jest na dwie części, z czego bardzo się cieszę.
Pierwsza, ta dłuższa, to zmagania Jess z chorobą.
Druga zaś ukazuje jej pracę nad wyleczeniem (oczywiście jeśli chcecie się dowiedzieć jaki był efekt, zapraszam do lektury).
Według mnie to fajny pomysł.
Dla mnie osobiście druga jest troszkę gorsza i stanowczo za krótka.
Po drugie, bohaterowie. Są świetnie wykreowani, bardzo interesujący i do bólu prawdziwi.
Jess zyskała moją sympatię już od pierwszego zdania. Bardzo chciałam być jej przyjaciółką, pomagać jej, doradzać, chronić, wspierać, być przy niej.
Polubiłam też Kingsleya. To spoko gość. Mimo tego, co sam przeżył, mimo swojego charakteru (a może właśnie dzięki niemu) był dla głównej bohaterki podporą, prawdziwym przyjacielem, powiernikiem.
Z przykrością muszę stwierdzić, że na tym koniec.
Reszty praktycznie nienawidzę, bardzo wręcz nienawidzę, zwłaszcza Elizabeth, Hailey i rodzicielki Jess. Jak można być takim potworem ja się pytam. Co takiego zrobiły? Tego nie zdradzę, dowiecie się z kart historii.
Jace, poza imieniem i tymi razami, gdy był w porządku, cóż, jego miałam ochotę wychłostać, udusić i... Dobra, nie dokończę. Wiele osób pewnie mnie za to zlinczuje, ale jak dla mnie to tchórz i głupek jakich mało.
Po trzecie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak
powiem, że to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Książka trzyma w napięciu, akcja w ogóle nie zwalnia, autorka rzuca naszym bohaterom, a zwłaszcza Jess coraz trudniejsze do pokonania przeszkody. Z zapartym tchem 'patrzyłam' jak je pokonują, jak układa się ich życie.
Po czwarte, gra emocji. Cóż, autorka świetnie opisała czucia targające Jess, uczucia związane z traumatycznymi przeżyciami, których jej życie niestety nie oszczędziło. Z łatwością możemy się w nie wczuć.
Myślę, że było to potrzebne nam, jako społeczeństwu. Dzięki temu będziemy mogli lepiej zrozumieć ludzi borykających się z chorobą, na którą cierpiała główna bohaterka, lepiej zrozumieć, dlaczego czasami postępowała tak, a nie inaczej, zrozumieć co działo się w jej umyśle, jaką bitwę musiała toczyć każdego dnia.
Po piąte, cytaty. Są bardzo fajnie dobrane. Mówię o tych otwierających każdy rozdział oczywiście. To, bardzo życiowe zresztą, idealne podsumowanie danego rozdziału.
Poniżej pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich, autorstwa samej Kathryn:
„Czasami potrzeba więcej drugich szans.”
„Nierozwiązane sprawy z przeszłości prędzej czy później dadzą o sobie znać.”
„Tęsknota za ukochaną osobą nigdy nie przemija. Ci, którzy twierdzą inaczej, nigdy naprawdę nie kochali.”
„Większość uważa, że potwory żyją pod naszymi łóżkami. To nieprawda. Potwory żyją w naszych umysłach.”
„Nowe początki mogą wyleczyć stare rany.”
„Szczerość wobec innych ludzi pomaga nam być szczerymi względem nas samych.”
„Czasami życie stawia przed nami dziesiątki przeszkód jednocześnie. Możemy wtedy próbować pokonać je wszystkie naraz lub skupić się jedynie na tych, których pokonanie jest dla nas najważniejsze.”
„Wmawiają nam, że miłość potrafi leczyć rany i ulżyć w największym bólu, ale szybko przekonujemy się, że ból jest w stanie zniszczyć nawet najsilniejszą miłość.”
Mogę śmiało i z czystym sumieniem podpisać się pod każdym z powyższych zdań.
Na koniec mój ulubiony, nie jest to wprawdzie cytat otwierający rozdział a część książki, lecz według mnie zasługuje na wspomnienie:
„Miłość nie jest chujowa, Trent. Stracenie osoby, którą się kocha, jest chujowe.”
Myślę, że warto go zapamiętać.
Po szóste, teksty zapisane w osobistym dzienniku Jess. Ta proza, powiem tak, autorka ma naprawdę talent. Chciałabym umieć tak pisać. Bardzo mi się podobały zdania kreślone przez naszą bohaterkę. Kilka z nich nawet zapisałam sobie w pamiętniku ku pamięci.
Po siódme, przesłanie. Jakie jest?
Walcz, nigdy się poddawaj, choćby sytuacja była naprawdę beznadziejna.
Przykład Jess pokazuje, że jeżeli bardzo tego chcemy, można wyjść na prostą, trzeba tylko włożyć w to mnóstwo pracy.
Po ósme, zakończenie. Wiecie co? Miałam wręcz ogromną ochotę wyć z bezsilności i wściekłości na autorkę za los, jaki zgotowała Jess pod koniec. Serio, miałam szczerą nadzieję, że będzie całkiem inne.
Nie wyobrażam sobie, że tak łatwo można wybaczyć dwóm osobom, które najbardziej zraniły, zadały największy cios...
Po dziewiąte, pewna mała dama. Nie chcę tu za wiele zdradzać, i nie uczynię tego oczywiście, ale... Jestem zawiedziona. Jestem wręcz bardzo zawieziona wstawieniem do tej historii elementu... Dotyczy to małej Genevieve... Dobra stop. Kurde, nie powiem nic więcej by nie zepsuć wątku osobom, które jeszcze nie czytały. Powiem jedno, nie kupuję tego Kathryn, po prostu nie kupuję i już. Zawiodłaś mnie tym. :(
Powieść stanowczo nie jest lekką lekturą do poduszki. Odradzam czytanie jej po nocy. Ok, ja tak robiłam, lecz uwierzcie mi, momentami, a zwłaszcza pod koniec tego żałowałam. Dlaczego? Jestem pewna, że po przeczytaniu sami domyślicie się jaka jest odpowiedź na to pytanie.
Opowieść pokazuje, że tylko i wyłącznie my sami 'karmimy' nasze wewnętrzne 'demony', tylko my sami pozwalamy im 'rosnąć' i rządzić naszym umysłem. Inni ludzie, ich czyny i zachowanie względem nas, są tylko pewnego rodzaju czynnikiem dodatkowym. Późniejsze ponowne przejęcie kontroli nie jest wcale takie łatwe, potrzeba dużo czasu, wiele pracy i pomocy nie tylko bliskich, ale często i specjalistów.
Sami musimy przeżyć nasze życie, nieważne jak trudne by nie było i jak podli ludzie stanęliby nam na drodze.
Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia Jess, chce się jej pomóc odnaleźć właściwą ścieżkę, podarować choć odrobinę szczęścia oraz kibicować w walce o lepsze jutro.
Poza tym wywołuje całą masę skrajnych emocji (w tym niestety również ból i strach) przez co zachowana jest pewnego rodzaju równowaga.
Nie wypuszcza z objęć jeszcze na długo po skończonej lekturze.
Ciężko mi teraz sięgnąć po cokolwiek innego, a to nie zdarza się często, zapewniam.
Gwarantuję, że chusteczki będą potrzebne. Mi były, nie raz, nie dwa. Lepiej mieć ich dużo pod ręką podczas czytania tej pozycji.
Autorce bardzo dziękuję za tę historię. Wyryła się głęboko w moim sercu. Zostanie ze mną na dłużej.
Na taką powieść bardzo długo czekałam.
Ogólna ocena - 5/6. :) (Tylko ze względu na końcówkę i pewną małą dziewczynkę...)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.
Pozdrawiam, Iza.
ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU NIEZWYKŁE. :)
W końcu wróciłaś po dość długiej przerwie, z czego bardzo się cieszę. Niecierpliwie czekałam na recenzję książki pt. "Terapia". Ostatnio jest o niej "głośno" - gdzie nie spojrzę w świecie wirtualnym; widzę okładkę, zapowiedzi i opinie o tej powieści. Podobno jest dobra. Bardzo dobra. I mocna. Ty tylko potwierdziłaś moje przypuszczenia. A recenzja... jak zawsze świetna. Choć wydaje mi się, że dawno nie napisałaś tak długiego tekstu o książce (oczywiście to na plus!). :)
OdpowiedzUsuńCytaty są piękne! <3
Wiesz, muszę teraz powoli nadrobić recenzyjne zaległości.
UsuńMam nadzieję, że szybko się z tym uporam.
Ps. Musisz koniecznie przeczytać tę książkę. Spodoba Ci się na pewno.
Dziękuję za miłe słowa. :*
Jestem pewna, że wszystko nadrobisz. Wiesz, że zawsze w Ciebie wierzę!:*
UsuńWiem, wiem. <3
UsuńWypatruj niedługo kolejnej recenzji.
Czekam! <3
Usuń