„Czereśnie zawsze muszą być dwie” - Magdalena Witkiewicz. [PRZEDPREMIEROWO]

Drogi Czytelniku...

Dzisiaj miałam ogromną przyjemność skończyć czytać pewną powieść pewnej bardzo zdolnej autorki, mianowicie „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, którą napisała Magdalena Witkiewicz.

Wspaniale było przenieść się do świata Zosi, dziewczyny, która według mnie stanowczo za dużo przeszła, jej zbyt wymagających rodziców (na szczęście kochali córkę i mogła na nich liczyć), Marka, oj, takich facetów to omijać szerokim łukiem, oj omijać, pani Stefanii, cudownej kobiety, która przypomniała mi moją babcię (DZIĘKUJĘ
ZA TO! <3), Szymona, pana Andrzeja i innych.

Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.

Po pierwsze, na książki wychodzące spod pióra Magdy Witkiewicz czekam zawsze z zapartym tchem. Tym razem nie było inaczej. Nie zawiodłam się. Pisarka jak zawsze stanęła na wysokości zadania. A tym razem nawet i dużo wyżej. Mogę śmiało powiedzieć, że to do tej pory najlepsza jej książka, dopieszczona pod każdym względem.

Po drugie, bohaterowie. Są bardzo interesujący, świetnie wykreowani, bardzo zróżnicowani, uzupełniają się wzajemnie i to pod każdym względem. Nie są typowi, schematyczni. Znalazłam tu całą gamę osobowości i charakterów, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych.
Większość postaci polubiłam, zwłaszcza Zosię, Szymona, Magdę, panią Stefanię, pana Andrzeja, ostatecznie nawet rodziców Zosi. Za to z czasem niemal znienawidziłam Marka. Co za typ... Podczas lektury dziękowałam losowi, że na mojej drodze nie postawił takiego drania. Co nawywijał? Tego dowiecie się z lektury.

Po trzecie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu, wywołuje całą gamę emocji. Momentami niemal wstrzymywałam oddech, w sumie często. Kiedy człowiek myśli, że zrobiło się spokojnie, troszkę dojdzie do siebie, bum, kolejny zakręt, kolejne przeciwności do pokonania, kolejny potok łez... To sprawia, że z zapartym tchem czyta się kolejne strony. Autorka nie daje wytchnąć ani na chwilę.

Powieść nie jest kolejną lekką lekturą do poduszki. Stanowczo.

Opowieść pokazuje, że człowiekowi nie jest pisane samotne iście przez świat. Każdy człowiek by być szczęśliwy, by żyć pełnią życia, by czuć, by chcieć oddychać, potrzebuje drugiego człowieka i miłości, nawet jeśli ta magia miałoby trwać tylko przez ulotną chwilę.

Książka praktycznie czyta się sama, historia wciąga, sprawia, że aż chce się być częścią życia bohaterów.

Przygotujcie chusteczki. Bez nich się nie obejdzie, gwarantuje.

Magdaleno dziękuję za tę historię. Zostanie ze mną na dłużej. Wyryła się w moim sercu, głęboko.

Ogólna ocena - 6/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.

Pozdrawiam, Iza.

ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ WCZEŚNIEJSZEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ  AUTORCE. :)

 

Komentarze

  1. Świetna książka:) Jestem właśnie po lekturze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytam - prędzej, czy później. :)
    ....raczej później :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja radzę prędzej. Nie pożałujesz, gwarantuje.

      Usuń
    2. Wierzę na słowo, ale niestety - w maju i czerwcu mam ograniczony czas na przyjemności. Poczekam na wakacje ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.