„Mikołaj w prezencie” - Magdalena Szponar.

Drogi Czytelniku...

Wiem, że jeszcze wcześnie, ale zapraszam na pierwszą w tym roku recenzję powieści o tematyce Bożonarodzeniowej.


Na wstępie chcę zaznaczyć, że znajdziemy tu między innymi sceny erotyczne (nie w nadmiarze, ale jednak), więc ta powieść skierowana jest głównie do pełnoletnich miłośników literatury.


Święta Bożego Narodzenia? Obecne.
Magiczny klimat przygotowań świątecznych i samych świąt? Tak.
Przystojny i nieśmiały strażak? Jasne.
Błędne przekonania? Znajdą się.
Pożar? Niestety.
Pewien występ? Będzie.
Strach? Cóż...
Pomoc? Jasne.

Tajemnice? Będą.
W pewnym sensie przeciwieństwa? Znajdą się.

Nieporozumienia? Cóż...

Między innymi właśnie to znajdziemy w najnowszej książce Magdaleny Szponar pod tytułem „Mikołaj w prezencie”. 
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury.
Jest to tom pierwszy cyklu Rodzeństwo Mach.


Miło było przenieść się do świata Mikołaja, Dalii, jej braci: Adama, Bartosza oraz Cezarego, Macieja, Kamila, Filipa, Dawida, Michała, Dominiki, Wojtka, Kaśki, Doroty, Natalii, Marianny, Aleks, Ani, Fabiana, Roberta i suczki Kruszynki i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i dość interesujący. Czy kogoś polubiłam? Tak, Dalię, jej braci i Mikołaja. To ciepłe i pełne empatii osoby.
Nie mogę tego napisać niestety o nikim innym, a bardzo bym chciała. Dlaczego? Cóż, każdy miał coś na sumieniu.
Nie zdradzę jednak nic więcej.

Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że nie jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. W tym przypadku jednak nie o to chodzi. Akcja rozkręca się swoim tempem, co nie znaczy, że było spokojnie. Autorka serwuje nam emocje dużymi porcjami. Brakowało tu zaskakujących zwrotów akcji (jednak nie były tu kluczowe), lecz nie wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony.


Po trzecie, styl. Książka, tak jak inne powieści autorki, napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To bardzo ułatwia, uprzyjemnia lekturę i sprawia, że czyta się ją bardzo szybko (nie wiem nawet kiedy dotarłam do końca, powieść była zdecydowanie za krótka). Leci za to oczywiście plusik.

Po czwarte, układ. Historię poznajemy z dwóch perspektyw, Mikołaja i Dalii. To było tu bardzo dobrym rozwiązaniem. Narracja ta uzupełniała wzajemnie ważne wątki (oczywiście nie zdradzę jakie). Przyznaję za to kolejnego plusika.
 


Po piąte, święta i ich klimat. Czułam go tu niemal na każdej stronie
z czego bardzo się cieszę. Aż sama chwilami miałam ochotę posłuchać kolęd... Daję za to następnego plusika.


Po szóste, zakończenie. Warto do niego dotrzeć. Szczerze, nie takiego zakończenia tej historii się spodziewałam... Autorka mnie zaskoczyła. Końcówka zachęca do sięgnięcia po kontynuację. Daję za to zarazem minusika jak i małego plusika.
 


Powieść, tak jak inne książki autorki, jest lekką lekturą do poduszki.

Opowieść pokazuje, że zdrowie powinno być najważniejsze, nic dobrego nie wynika z chociażby z przepracowania (zwłaszcza w święta).


Książka praktycznie czyta się sama. Historia wciąga i sprawia, że chce się być częścią życia (chociaż momentami pokręconego) naszych bohaterów i nie opuszczać go aż do końca, przynajmniej w tym tomie. 


Autorce bardzo dziękuję za tę świąteczną przygodę.
Dzięki niej troszkę wczułam się już w ten pełen magii klimat (chociaż jeszcze inne święta przed nami, ale to nic). :)
Z pewnością sięgnę po następny tom. :)


Ogólna ocena - 5/6. :)
POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU NIEZWYKŁE. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.