„Ucieczka” - Lisa Childs.

Drogi Czytelniku...

Pewna wyspa? Jest.
Pewien ośrodek? Tak.

Poszukiwania młodej kobiety? Będą.
Pewien sędzia? Oczywiście.
Pewien lekarz? Obecny.

Dążenie do prawdy? Jasne.
Ukrywanie pewnych faktów? Niestety.
Zbrodnie? I to wiele niestety...

Rozwiązanie niemal pod samym nosem? Możliwe.
Pomoc, która niekoniecznie była chciana? Będzie.

Sekrety z przeszłości? Znajdą się.
Determinacja? Cóż...
Zgubne pozory? Pewnie.

Między innymi właśnie to znajdziemy w debiutanckiej książce Lisy Childs pod tytułem „Ucieczka”.
Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie odsyłam do lektury, książki oczywiście.


Wspaniale było przenieść się do świata Rosemay, Evelyn, Bonity, Whittakera, Abigail, Martina, Bobby'ego, Edie, Elijaha, Deacona, Gordona, Jamiego, małej Adelaide, Teddy'ego i innych.


Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze.
Już odpowiadam.


Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący.
Czy kogoś polubiłam? Tak, Rosemary i Whittakera oraz Evelyn i Bonitę. Niestety nikogo innego, choć czasami do tego niewiele brakowało.
Czasami niektóre persony miałam ochotę po prostu udusić. Tak, nie napiszę kogo. Tak, dobrze myślicie, nie podam również powodu.
Nie chcę zdradzać za dużo.


Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że jest to prawdziwy rollercoaster, przynajmniej dla mnie. Wprawdzie akcja rozkręca się swoim tempem, jednak niemal przez całą powieść coś się dzieje. Autorka serwuje nam emocje naprawdę sporymi porcjami. Nie brakowało mi tu zaskakujących zwrotów akcji oraz wywoływania w nas skrajnych uczuć i problemów, którymi obarczone są na każdym kroku nasze persony, zwłaszcza Rosemary. Dodam jeszcze, że fabuła wciągnęła mnie niemal od pierwszych stron, była świeża, fajna.


Po trzecie, styl. Książka, mimo tematyki, którą porusza, napisana jest lekkim językiem, przystępnym dla każdego. To ułatwiało i bardzo przyśpieszało czytanie. Leci za to oczywiście plusik. Chciałabym tylko pomarudzić, że książka ta mogłaby być nieco dłuższa... Tak chociaż o pięćdziesiąt stron, dobrze czułam się w świecie Rosemary.

Po czwarte, zakończenie i przesłanie. Nie do końca właśnie tego się po tej książce spodziewałam. Troszkę się zdziwiłam, ale bardzo pozytywnie. Osobiście obstawiałam nieco inną końcówkę... Autorka mnie nieco zaskoczyła. To było fajne. Oczywiście daję za to plusa.


Powieść mimo wszystko jest lekką lekturą do poduszki.


Opowieść pokazuje, że czasami rozwiązanie nawet najtrudniejszego problemu jest bliżej niż byśmy kiedykolwiek podejrzewali i nie koniecznie nam się spodoba prawda (czasami nawet nie szukalibyśmy jej tam gdzie się skrywała, ale to już inna sprawa)...


Książka praktycznie czyta się sama. Historia mnie wciągnęła, chociaż chwilami nie sprawiała, że chciałam być częścią życia naszych bohaterów (nie zdradzę oczywiście kiedy, choć można się domyślić), chwilami też nie miałam ochoty docierać do końca (żeby zbyt szybko nie poznać rozwiązania).


Autorce bardzo dziękuję za tę przygodę.
Po tej lekturze jestem pewna, że sięgnę w ciemno po kolejne tego typu publikacje pisarki, jeśli tylko powstaną.


Ogólna ocena - 5,5/6. :)
POLECAM, POLECAM, POLECAM.
Warto po nią sięgnąć.


Pozdrawiam, Iza.


ZA EGZEMPLARZ I MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA. :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Cenny dług” - Marika Borula.

„Dziesięć poniżej zera” - Whitney Barbetti.

„Złote blizny” - Anna Dąbrowska.